Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

9/20/2017

Opowiadanie #14 - Las

Szanowni Czytelnicy,
w związku z nowym projektem, za który się zabrałem nie miałem tyle czasu żeby zrobić potrzebny research do felietonu, który mam zamiar Wam teraz zaprezentować. Dlatego przedstawiam Wam pierwszą część opowiadania "Las". Myślę, że to całkiem przyjemna odmiana od felietonów, choć opowiadanie już takie przyjemne nie będzie. Jest ono nieco zainspirowane twórczością Kinga. Następne części kiedyś się pojawią, obiecuję, bo sam chciałbym je dokończyć. Zapraszam do czytania ;)

Las

                - Możesz mi powiedzieć po jaką cholerę jedziemy w tę dzicz? - zapytał wysoki, chudy i niezwykle blady mężczyzna wpatrując się w okno samochodu.
- Bo nie napisałeś nic od roku, bo za każdym razem jak siadasz do pisania to kończy się to przesiadywaniem w internecie i oglądaniem głupot, bo jesteś blady jak śmierć i potrzebujesz wyjść na powietrze - odparła mu wyraźnie zdenerwowana bruneta, która zaciskała dłonie na kierownicy.
- Na powietrze mogłem wyjść na balkon, nie musiałaś mnie tutaj ciągnąć - mruknął opuszczając i podnosząc szybę.
- Marcin! - krzyknęła, ale opanowała się po kilku głębszych oddechach. - Jestem twoją agentką, zajmuję się kontaktem z wydawcami, którzy chcą od ciebie nowej powieści. Chcą ją teraz, Marcin, a nie za kolejny rok. Napisałeś jeden bestseller i liczą na to, że twoja kariera się rozwinie, że zarobią na tobie dopóki twoje nazwisko jest gorące. Za jakiś czas nikt już o tobie nie będzie pamiętał. Musimy iść za ciosem.
- Przecież mówię, że napiszę - bąknął grzebiąc w schowku. - Nie musicie mnie poganiać co pół roku. Przecież książki się nie tworzy w tydzień, musi być pomysł, muszą być postaci, musi być fabuła, świat, to wszystko trzeba dopracować. Nie będę strzelał tytułami jak Stephen King.
- Zgadzam się, trzeba to dopracować, ale czy ty w ogóle masz jakikolwiek zarys tego co chcesz napisać?
- Coś bardziej na kształt zarysu…
- Nawet mnie nie denerwuj! - energicznie zmieniła bieg. - Przez cały rok nie zrobiłeś nic?!
- Oj, Sandra - przeciągnął się w fotelu. - Miałem inne rzeczy do roboty.
- Masz wielki talent. Twoja pierwsza książka była najlepiej sprzedającym się tytułem przez cały rok. Wygrałeś masę nagród i mówisz mi, że miałeś inne rzeczy do roboty niż pisać następną żeby iść za ciosem?
- Ale po co iść za ciosem? Ta książka będzie się sprzedawać jeszcze przez lata, porobi się jakieś drugie wydania czy coś i…

- Drugie wydania?! - przyhamowała przed znakiem stopu aż zatrzeszczały pasy bezpieczeństwa. - Nie jesteś pierwszym artystą z jakim mam do czynienia, ale na pewno najbardziej dziecinnym. Kupiłeś sobie sportowe auto, kupiłeś sobie wielki dom i uważasz, że będziesz w stanie utrzymać to wszystko z drugiego wydania? To ci powiem, Marcin, że bardzo się mylisz. Mamy umowę napisaną w taki sposób, że zajmuję się też twoimi finansami i już wiem, że to był duży błąd, bo twoje podejście do finansów to dramat.
- Dobra, dobra, dobra - klepnął ją w kolano. - Sandra, poczekaj, nie rozpędzaj się. Odchodzimy od tematu i to bardzo. Doceniam to, co dla mnie robisz i tak dalej, ale powiedz mi po co wieziesz mnie w środek lasu na dwa tygodnie?
- Żebyś się odciął od internetu i innych rozpraszających cię rzeczy i wziął się do pisania.
- Mówiłem już, że nie da się napisać książki w dwa tygodnie…
- Wiem! - syknęła. - Ale dwa tygodnie to wystarczająco dużo czasu żeby wymyślić fabułę, postaci i wszystko inne.
- Ale…
- Nie mów już nic teraz, muszę się skupić żeby znaleźć drogę - westchnęła ciężko.

               
                Srebrne BMW dotoczyło się wreszcie do małej drewnianej chatki stojącej na polanie wewnątrz gęstego lasu. Domek był malutki, ale niezwykle urokliwy. Okna zdobiły  okiennice, na których wymalowano kwiatowe wzory. Marcin wysiadł pierwszy i od razu podszedł do budynku.  Otworzył drzwi i zajrzał do środka. Wyszedł po chwili.
- Wewnątrz są tylko dwa pokoju i coś na kształt kuchni - krzyczał z progu. - Jeśli wydaje ci się, że będę srał w krzaki i podcierał się szyszkami to się grubo mylisz. Wracamy!
- Nigdzie nie wracasz! - warknęła Sandra. - A na pewno nie tym autem. Kluczyki będą cały czas u mnie, dla bezpieczeństwa.
- Ale tutaj nie ma łazienki… - rozłożył ręce.
- Nie ma! Nie ma też wody, prądu, gazu ani innych dobrodziejstw nowoczesnej technologii. Z tyłu domku masz wychodek, taki mały kiosk, znajdziesz na pewno. W innej przybudówce jest prowizoryczny prysznic. Mamy drewno żeby napalić w kominku i przenośną kuchnię do gotowania. Wszystko, czego potrzeba człowiekowi.
- Nie ma internetu, a przede wszystkim nie ma prądu. Jak ja będę według ciebie pisał?
- Na maszynie - uśmiechnęła się szeroko.
Ciemne włosy i białe zęby sprawiały, że jej twarz była niezwykle atrakcyjna. Była średniego wzrostu, nie należała do drobnych kobiet, ale pasowało jej to i dodawało uroku.
- Na maszynie!? Jak w jakimś średniowieczu?!
- W średniowieczu używano piór, to po pierwsze. Po drugie, jeśli będziesz cały czas narzekał to zostaniemy tutaj dłużej niż dwa tygodnie. Dogadałam się z właścicielem, że jeśli nam się spodoba to przedłużymy pobyt, wystarczy mój jeden telefon - uśmiechała się chyba jeszcze szerzej. - A właśnie! Telefon!  Oddaj mi go, Marcinku i bierz się do przenoszenia bagaży.
- Stanowczo za dobrze się bawisz - rzucił jej ostre spojrzenie. - Skoro nie ma tutaj internetu to telefon i tak mi się nie przyda, weź go sobie, ale swoje walizy nosisz sama.

                Przez najbliższe trzy dni Marcin nie napisał nawet słowa, ale też nie narzekał na otoczenie w jakim się znalazł. Spacerował po lesie, opalał się na leżaku, a nawet porąbał drewno do kominka. Nie narzekał żeby Sandra nie miała podstaw do zatrzymania go w tej głuszy na dłużej, a nie pisał żeby zrobić jej na złość i udowodnić, że otoczenie nie ma znaczenia. Kiedy pytała go dlaczego nie pisze, odpowiadał, że myśli nad postaciami albo nad fabułą, albo nad miejscem akcji, albo nad czymkolwiek innym, byle tylko dała mu spokój.
- Idzie burza - Marcin wpadł do domu zdyszany. - Trochę mnie już zmoczyło.
- Mam nadzieję, że przejdzie bokiem - Sandra siedziała na kanapie w jasnozielonym szlafroku. - Boję się burzy.
- I dlatego w sezonie burzowym wywiozłaś nas do lasu? - rzucił Marcin. - Idę się przebrać.
- Napisałeś coś?
- W lesie? Na czym miałem tam pisać? Na liściach? - zaśmiał się i zniknął za drzwiami pokoju.
Grzmoty zbliżały się do polany, na której stał ich domek. Błyskawice rozświetlały wnętrze domku, a coraz bardziej porywisty wiatr gwizdał w szczelinach. Sandra zawinęła się w koc i wcisnęła się w róg kanapy najdalej jak tylko mogła. Marcin wyszedł z pokoju ubrany w kurtkę i długie spodnie.
- Wyjdę zamknąć okiennice - powiedział.
- Musisz? - zapytała przestraszona.
- A wolisz żeby powybijały okna? Za chwilkę wracam.

                Wrócił po kilku minutach, przemoczony i przestraszony.
- Nie uwierzysz co tam się dzieje… - szepnął drżącym głosem.
- Co? - Sandra naciągnęła koc na nos.
- Las niebezpiecznie zbliżył się do okien - zaśmiał się głośno i ściągnął kurtkę. - Burza jak burza, okiennice zamknięte, więc nic nam się nie powinno stać. Idę do łóżka.
- Poczekaj… - głośne uderzenie pioruna przerwało jej. - Nie możesz ze mną posiedzieć?
- No niech ci będzie - westchnął ciężko i usiadł na kanapie obok niej.
Burza szalała coraz bardziej. Niebo nie ciemniało nawet na moment, a pioruny uderzały w okoliczne drzewa raz za razem. Wicher szarpał zamkniętymi okiennicami, a połamane gałęzie uderzały o dach. Marcin na początku żartował ze strachu Sandry, ale po kolejnych minutach nawałnicy sam zbladł i stracił pewność siebie. Armagedon trwał około dwóch godzin, kiedy nagle się skończył cisza i ciemność przytłaczały Marcina i Sandrę.
- Po wszystkim? - zapytała dziewczyna.
- Chyba tak, trzeba wyjść na zewnątrz i sprawdzić jak to wygląda - odparł pisarz wstając z kanapy.
- Tylko bądź ostrożny żeby ci jakiś konar nie spadł na głowę, kto wie co jest koło drzwi.
- Jasne - Marcin złapał za klamkę i otworzył drzwi. - O kurwa…


Kamil Bednarek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podyskutujmy w komentarzach!