Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

11/13/2014

Opowiadanie #5 - "Jesień niespodzianek" (część 1)

Zapraszam do zapoznania się z kolejnym opowiadaniem. Jest to pierwsza część, będzie ich kilka, nie wiem jeszcze ile, ale w niedługim czasie dostaniecie kolejne. Opowiadanie opisuje pewną jesień, która zatrzęsła światem, która sprawiła, że wszystko stanęło na głowie. Zapraszam do czytania!

"Jesień niespodzianek" (cz. 1)



Wiatr dudnił w kominie. Zaczęła się jesień. Dokładnie tego samego dnia co rok temu. Tego roku było jednak inaczej. Mimo wiatru, który akurat zaczął wiać mocniej było dosyć ciepło. Nie rozpoczęły się ulewy, nocą nie ściskał mróz. W powietrzu czuło się coś niepokojącego. Martin stał przy oknie swojego domu i wpatrywał się w las. Wypatrywał zagrożenia między drzewami, które teraz spowite były w mroku. Ogień trzaskał w kominku. Mały domek stał w samym środku lasu, z dala od reszty wioski. Martin nie lubił ludzi. Uznał, że nie są mu oni do niczego potrzebni, bo doskonale radzi sobie sam. Własnoręcznie zbudował swój dom, sam zdobywał pożywienie, nawet narzędzia wytwarzał sam. Ludzie by tylko mu przeszkadzali.

Powinien już spać, ale coś go dręczyło. Jak zawsze na jesień czuł się bardziej niespokojny, to morowe powietrze przepełnione mgłą, dymem z kominów i zapachem gnijących liści jakoś na niego wpływało. W Tonsilem, co roku, jesień zaczynała się dokładnie tego samego dnia od mocnych ulew, porywistego wiatru i niskich temperatur. Martin był do tego przyzwyczajony, a że nie lubił zmian to tegoroczne rozpoczęcie jesieni zaniepokoiło go jeszcze bardziej. Świeca w srebrnym świeczniku stała na niewielkim dębowym stole. Ledwo oświetlała pomieszczenie, co ułatwiało obserwację. Drewniane pale, z których dom był zbudowany, tworzyły w miarę równe ściany. W izbie nie było ozdób. W rogu stało łóżko, obok stołu dwa krzesła. Na jednej ze ścian znajdował się kominek. Dokładnie naprzeciwko łóżka. Za otwartymi drzwiami znajdowało się pomieszczenie, w którym zgromadził zapasy na zbliżającą się zimę, miał tam również broń i narzędzia. Wszystko pod ręką na wypadek gdyby zima nie pozwalała wyjść z domu. Martin odwrócił się od okna i dorzucił do ceglanego kominka dwie szczapy jasnego drewna. Postawił świeczkę na taborecie obok łóżka. Ściągnął lnianą koszulę i zapatrzył się w ogień. Tańczące płomienie oświetlały jego sylwetkę. Miał ciemne, średniej długości włosy, wyraźne, prawie złowieszcze rysy twarzy. Jego wysportowane ciało nosiło na sobie ślady walk, blizny lśniły w ogniu. Był nieźle zbudowany, ale nie był wielki. Nikt by nie pomyślał, że taki mężczyzna może przeżyć sam w lasach Tonsilem. Zdjął czarne spodnie i już miał się położyć kiedy usłyszał coś, czego nikt inny nie mógł usłyszeć. Cicho ruszył do okna. Był nagi, więc nawet ubranie nie szeleściło. Jego mięśnie lśniły w blasku ognia. Dopadł do szyby i wytężył wzrok. W mroku nie działo się nic szczególnego, z pozoru. Martin widział jednak, że coś się przesuwa między drzewami. Nie zbliżało się jednak do jego domostwa, póki co się nie zbliżało. Wziął ze sobą świecę i wszedł do składziku. Wyjął z niego wielki topór, którego obydwa ostrza przypominające w kształcie półksiężyce, a które stykały się ze sobą tak, że tworzyły księżyc w pełni, nosiły na sobie pięknie rzeźbione wzory. Mocny trzonek, wykonany z czarnego jak noc drewna również był bogato zdobiony. Martin postawił go obok łóżka i sam się położył.

Pierwsze promienie jesiennego słońca wdarły się do jego niewielkiego domu przez okna. Martin nie spał już. Zdążył się umyć i ubrać, a teraz posilał się przy stole. Kawałek suszonego mięsa i owsianka stanowiły jego śniadanie. Wstał od stołu i wyszedł z domu. Otworzył drzwi i rozejrzał się uważnie. Założył kurtkę, ale gdy tylko wyszedł z domu przekonał się jak jest ciepło. Zdjął ją i wrzucił do izby przez otwarte drzwi. Błękitne niebo rozciągało się nad lasami, które zmieniły już kolor z zielonego na żółty, pomarańczowy, a miejscami nawet czerwony. Delikatny wiaterek muskał skórę Martina. Potarł dłonią zarost na policzku i ruszył w las. Przy pasie miał tylko średniej długości nóż. Wszedł między drzewa i niskie krzewy. Stąpał po mchu i wpatrywał się w gęstwinę. Liście opadały wokół niego tworząc niesamowitą, kolorową mozaikę. Martin przykucnął i sięgnął do wnętrza krzewu po swojej prawej. Wyciągnął z niej zająca. Szarak szarpał się w jego silnej dłoni, ale nie miał najmniejszej szansy żeby się uratować. Martin sięgnął po nóż. Delikatnie wyjął go z pochwy i zbliżył do przerażonego stworzenia. Nagle przeciągły pisk wzbudził jego czujność. Padł na mech i wypuścił zająca. Słyszał krzyki i korki. Czterech ludzi biegło niedaleko niego. Kolejny krzyk. Teraz był już pewny, że to kobieta. Ucieka przed kimś, przed trzema mężczyznami. Bez zastanowienia ruszył w ich kierunku. Znał ten las jak własną kieszeń, więc wiedział którędy będzie najszybciej. Chciał zrównać się z pogonią zanim ich zaatakuje. Musiał mieć pewność, że powinien pomóc tej kobiecie. Wpadał między krzewy i drzewa, przeskoczył nad strumieniem. W dłoni ściskał nóż. Krzyki nasilały się, po głosie poznał, że kobieta nie ma już zbyt wiele sił i wkrótce ją dopadną.

Wreszcie był na tyle blisko by przyjrzeć się całej sytuacji. Trzech wielkich mężczyzn w lekkich pancerzach wykonanych z jasnej skóry i srebrnej stali. Po sposobie w jakim się poruszali widać było, że są zaprawieni w bojach. Mieli przy sobie broń w kształcie sierpów, ale trochę większą i z dłuższym trzonkiem. Nie zauważyli Martina biegnącego równo z nimi. Oni biegli po równej ścieżce, a Martin między drzewami. Wyprzedził ich odrobinę i zobaczył kogo ścigają. Była to kobieta z niespotykanie długimi jasnymi włosami, które teraz ciągnęły się za nią niczym ogon za kometą. Była niezwykle zgrabna, bardzo kobieca, a przy tym szczupła. Była średniego wzrostu. Jej długa, szara suknia nie pomagała w ucieczce. Pęd powietrza sprawiał, że materiał przywierał do jej ciała. Oglądała się za siebie. Twarz również miała piękną, zgrabny nos, zielone oczy, idealne brwi i usta. Martin nie widział wcześniej ani jej, ani mężczyzn, którzy ją ścigali. Nie miał czasu na zawahanie. Wiedział, że ona nie ma już sił. Potknęła się i upadła wpadając w zarośla. Martin wykorzystał ten moment. To była dokładnie ta chwila, na którą czekał. Teraz pewność siebie tych żołnierzy podskoczyła do granic możliwości. Teraz nie będą się spodziewać żadnego kłopotu. Zbliżył się do krawędzi ścieżki i wyskoczył w górę. Przelatując nad jednym z wojaków wbił mu swój nóż w czubek głowy. Wyciągnął go szybko i wylądował na drugim. Zanim tamten zorientował się co się stało krew wypływała z jego rozciętego gardła. Pozostał ostatni. Nie zwrócił uwagi na los swoich towarzyszy, co utwierdziło Martina w przekonaniu, że to żołnierze doborowej jednostki. Ich celem była ta kobieta i nie zwracali uwagi na nic poza nią. Nie liczyło się ilu ich wróci z tej misji, liczyło się tylko by rozwiązali problem jaki wiązał się z tą dziewczyną. Martin zostawił za sobą dwa ciała i ruszył za trzecim żołnierzem. Tamten nie mógł sobie pozwolić na błąd, więc w ostatniej chwili odwrócił się i ciął swoim sierpowatym mieczem. Martin wiedział, że on to zrobi. Był o tym przekonany. Przykucnął unikając ostrza, a sam wyprowadził cios prosto w pachwinę. Tam zbroja była słabsza. Ostrze wbiło się aż po rękojeść. Szarpnął nim w górę. Ponure, brązowe oczy krzyczały z bólu, ale żaden dźwięk nie wydobył się z ust mężczyzny. Ból był zbyt wielki żeby mógł krzyknąć. Chciał jeszcze złapać przeciwnika, powalić go i przynajmniej zabić jeśli sam miał zginąć, ale nie dał rady. Podniósł ręce, które zaraz opadły. Martin wyciągnął nóż, a bezwładne już ciało upadło na ścieżkę. Chłopak poczuł się świetnie przez moment, ale po chwili spojrzał w pobliskie zarośla. Na ścieżkę wystawała tylko bezwładna noga. Oblał go zimny pot. Przez myśl przeszło mu, że mogła uderzyć głową o kamień albo jakiś korzeń i stracić życie. Otarł nóż z krwi i schował go do pochwy wiszącej u pasa. Powoli zbliżył się do zarośli. Delikatnie chwycił tę dziewczynę i podniósł ją. Była zupełnie nieprzytomna, ale oddychała. Czuł jak wali jej serce. Upadek, stres, wyczerpanie ucieczką sprawiły, że jej organizm odmówił posłuszeństwa. Martin wziął ją na ręce i ruszył w stronę domu.

 Kamil Bednarek
Czytajcie "Przywróconego" (Goneta.net/Przywrócony_Świt_Zmierzchu)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podyskutujmy w komentarzach!