Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

4/18/2015

Opowiadanie #8 - "Tylko raz"

Drodzy Czytelnicy,

najpierw kila słów wstępu, tak jak to zazwyczaj bywa. Długo chodziło mi po głowie opowiadanie w takim stylu i o takiej treści. Nie miałem jednak czasu żeby te myśli z głowy wyrzucić. Dopiero niedawno usiadłem i znalazłem godzinę czy dwie na spisanie tego wszystkiego co kłębiło się w zakamarkach mojego mózgu. O czym jest to opowiadanie? O najważniejszej rzeczy w życiu, czyli o szczęściu. Przekonacie się sami jak łatwo jest takie szczęście utracić i co potem może się stać z człowiekiem. Zapraszam do czytania!

"Tylko raz"

    Zmrok powoli pokrywał lasy. Między gęste drzewa ciemność zapuszczała się szybciej niż na niewielkie polany, które te lasy otaczały. Zapowiadała się bezksiężycowa noc. Ciężkie chmury zakrywały szczelnie całe niebo. Lasy odcinały się czernią na tle polan. Na jednej z takich niewielkich bezdrzewnych przestrzeni tliło się jedyne światło w okolicy. Słaby płomień ogniska nie wydostawał się poza polanę szczelnie osłoniętą drzewami. Wiatr nie dochodził do tego miejsca i płomień spokojnie wił się w górę. Słabe światło padało na cztery twarze. Twarze skryte pod kapturami. Ciężko było rozpoznać szczegóły tych twarzy. Z całą pewnością jednak można było stwierdzić, że to byli mężczyźni. Nie po twarzach, a po sylwetkach. Szerokie barki i plecy czwórki siedzącej wokół ognia niemal zasłaniały płonienie stykając się ze sobą. Siedzieli blisko, bo noc była zimna. Zaczynała się już jesień i było to czuć w powietrzu. Nie mieli gdzie się schować na tym terenie.

   Nad słabym płomieniem piekło się jakieś zwierze. W żadnym wypadku nie mogło być mowy żeby ci mężczyźni się tym najedli. Siedzieli w milczeniu wpatrując się w płomienie. Nagle ciszę przerwało wycie wilka co ożywiło grupkę milczących.
- Byle do świtu - sapnął ochryple siedzący w szarym, skórzanym płaszczu.
- Ano - odparł mu drugi z mężczyzn, ten miał na sobie zieloną kurtę i kaptur obszywany futrem jelenia. - To truchełko już przepieczone, ino zajadać.
- Szkoda sobie smaka robić takim chudym zającem - dorzucił trzeci, ten w czarnym, długim płaszczu.
- Coś żreć, panie, trzeba - bąknął ten w zielonym i oderwał sobie chrupiącą nóżkę zająca.
- Taa, pewno, że trzeba - mężczyzna w szarym zajął drugą nóżkę dla siebie.
- To dla nas, kamracie, zostało to co najgorsze - rzucił, niby żartem, ubrany w czerń.
Ostatni z mężczyzn, który do tej pory nie odezwał się ani słowem, spojrzał na niego. Jego oczy było wyjątkowo smutne, jakby widziały całe zło tego świata. Twarz nie wyrażała nic poza niechęcią.
- Częstuj się - podstawił mu połowę tego co zostało z kolacji.
- Nie trzeba - bąknął cicho.
- Pan niegłodny? - zapytał ten w zielonym.
- Panu nie smakuje, bo nie przywykł do takiego jedzenia. Sam zjem, ja nie wybrzydzam.
- Mości panowie, siedzimy tutaj razem i zajadamy to suche truchełko, a nawet imion swoich nie znamy. Nie ma czym zapoznania przepić, ale zawsze znać kamratów zawołania lepiej - wygłosił mężczyzna w butelkowo -  zielonym kapturze. - Na mnie wołają Tor i z małej wioski w majątku Wagen pochodzę.
- Jak na chłopa niesłychanie zgrabnie się wypowiadasz, Tor - odparł mężczyzna w czerni. - Jam jest Kilian von Soneden i chociaż nazwisko brzmi szlachetnie to szlachcicem nie jestem. Pochodzę z majątku Soneden. To długa historia i na razie się w nią nie będę zagłębiał.
- Mirko - rzucił jakby do siebie ten odziany w skórę. - Z Kasateny.
- A pan hrabia się nie przedstawi? - rzucił z błyszczącym uśmiechem Kilian.
- Lars.
- Lars?
- Lars - powtórzył spokojnie.
- Niedługo pewnie wojowie ruszą - Tor przerwał niezręczną ciszę. - Tylko czekają aż bagna mróz ściśnie.
- Tak, Król Sinester tylko na to czeka - dorzucił Kilian. - Przejście przez bagna pozwoli raz na zawsze wyplenić te wściekłe barbarzyńskie bestie z naszej ziemi. Zapuszczają się coraz dalej i zabijają niewinnych.
- Słyszałem, że niedawno ich straszni żołnierze pojawili się nawet w mojej Kasatenie, czyli na samym południu.
- Wątpię - Kilian uciął krótko. - To dla nich za daleko. Cała północ, jednak, nie może być spokojna. Co chwilę gdzieś płonie jakaś wioska. Te bestie zabierają kobiety i płodzą z nimi te potworne bękarty. Czarcie pomioty chodzą potem po ziemi i roznoszą zło.
- U mnie we wsi był kiedyś jeden taki - Tor mówił szeptem jakby bał się, że ten jeden go usłyszy. - Wyglądał jak sam diabeł. Wielki był jak cały mój dom. O dwie głowy wyższy niż ja. Konie to na karku nosił i nawet nie dyszał. Czarne miał kudły i takie grube, że wisiały jak strąki. Na łapach włosy miał jak niedźwiedź, a pracował u kowala. Kowal był stary i dzieciaków nie miał, to się zgodzi to dziwo przyjąć. Potem długo żałował, bo ludzie przestali do niego chadzać. Bali się stwora. Ten demon żelazo w rękach gniótł, a w piecu z węglami palcem grzebał. Nic mu się nie robiło. Któregoś dnia kowal umarł, a stwór zniknął i cała wieś się uspokoiła.
- Podobno wszyscy wyglądają tak jak Tor opisał i każden jeden taki silny i jeszcze czarami miotają - dorzucił Mirko z wyraźnym południowym akcentem.
- To po co panowie się na wojnę pchacie, skoroście tacy strachliwi? - zapytał Kilian drwiąco.
- A pan się nie boisz? - zdziwił się Tor.
- Nie - odparł krótko. - To wszystko bujdy i zabobony. Słyszałem o tych barbarzyńcach masę plotek. Od tego, że mają ogony zaczynając, a na tym, że szczają ogniem kończąc. Prawda jest taka, że mają swoich szamanów i oni potrafią szerzyć zło. Prawda jest taka, że są silni i wielcy, ale dużego łatwiej trafić. Widziałem jak umierają. Ich krew jest tak samo czerwona jak wasza. Tak poważnie jednak, to co panów skłoniło do zaciągnięcia się do oddziału Sinestera?
- U mnie to była całkiem prosta sprawa - zaczął Mirko. - Na południu zaczęła się susza i ciężko było wyżyć. Ojciec miał ósemkę dzieci. Ja byłem najmłodszy, więc mogłem zostać albo księdzem albo żołnierzem. Wojen ostatnio nie było, a mnie do księdzowego życia daleko. Kobitki bardzo mnie ciągną i w celibacie bym nie wytrzymał. Ojciec już trzy razy mnie do klasztoru wysyłał żebym nauki zaczął, ale za każdym razem jakoś się wywijałem. Tym razem powiedział, że albo pójdę, albo on mnie z domu wyrzuci. Mam dopiero 19 lat i nie chciałem marnować życia w kościele. Jak tylko usłyszałem, że Król Sinester zbiera wojów żeby na dzikich ruszyć to od razu powiedziałem ojcu, że jednak żołnierzem zostanę. Spakowałem wszystko co miałem i ruszyłem na północ. Tor, a ty skąd się tutaj wziąłeś?
- U mnie to było tak, że tatko miał gospodarstwo, bardzo małe, ale część musielim państwu oddawać. Zawsze brakowało na zimę. Ciężko było później, bo mama zmarła, a ja sam zostałem z tatem. Miałem braci i sióstr dużo, ale wszystko umierało za dziecka. Ja wyrosłem jedyny i całe gospodarstwo od małego na mojej głowie było. Tatko tylko mówił co trza robić, a ja żem robił. Jak konia nie było to sam chodziłem z pługiem. Potem, jakieś pół roku do tyłu, tatko umarł też. Sam zostałem w tej mojej chatce. Żony chciałem poszukać, ale ja okropnie nieśmiały jestem i żadna mnie z takim majątkiem nie chciała. Nie wiedziałem co robić. Kiedyś przyjechał do mnie właściciel Wegen, Margrabia, powiedział, że Król szykuje armię na pogan i że trzeba ją wspomóc. Powiedział, że weźmie ode mnie ten mój kawałek ziemi, a za to da mi monety żebym na miejsce dotarł. Powiedział, że jak wrócę i na wojnie się spiszę to dostanę dwa razy taką działkę i drewno na nowy dom. Zgodziłem się od razu, ale teraz żałuję.
- Dlaczego? - zapytał Mirko.
- Ja silny może i jestem, ale bić się nie lubię. Jak te stwory na nas wyjdą to się boję, że ucieknę. Bojaźliwy jestem strasznie i pewnie żołnierz też ze mnie żaden. Ja wolę robić niż myśleć i to mi się teraz odbije, odbije mi się panowie.
- Może nie będzie tak źle, Tor - powiedział Mirko. - Armia będzie duża i może nawet nie będziesz musiał stawać do boju.
- Gadanie - mruknął Kilian. - Taki wielki chłop to w pierwszej linii będzie stał.
- A ty Kilianie? Czemu siedzisz tu z nami? - Mirko zapytał bez cienia strachu.
- Jak mówiłem moja historia jest długa, ale i tak nic lepszego do roboty nie mamy. Nazywam się Kilian von Soneden. Pochodzę z Soneden i jestem młodszym synem tamtejszego księcia. Dostałem nazwisko, ale księstwa nigdy nie dostanę, bo mój starszy brat nakłamał ojcu na mój temat. Ten mu wierzy w każde słowo i zostałem wyklęty z rodziny. Nie jestem już teraz nawet szlachcicem.
- A co o tobie opowiedział? - Tor zapytał zaciekawiony.
- Powiedział, że ja wraz z kilkoma innymi młodszymi braćmi z sąsiedztwa próbowaliśmy otruć starszych braci żeby zgarnąć majątki dla siebie. To oczywiście nie prawda, ale ojciec mu uwierzył. Ja zwyczajnie chciałem zostać żołnierzem, nie w głowie mi siedzenie na zamku i rządzenie. Przygody, walka, sława i kobiety to jest coś czego potrzebuję. A nasz milczący kompan Lars? Jaka jest twoja historia?
- Nie mam zamiaru o tym mówić - mruknął.
Klinga srebrnego sztyletu błysnęła w płomieniach ognia i znalazła się przy szyi Larsa. Kilian rzucił się na niego w mgnieniu oka.
- Coś jesteś za bardzo tajemniczy - syknął. - Nie ufam ci, a to nie dobrze jeśli mamy spędzić noc przy jednym ognisku.
- Tnij, a oddasz mi wielką przysługę - Lars odparł bezbarwnie.
- Zostaw go Kilian! - Mirko wtrącił się. - A ty, Lars, powiedz nam co ci leży na żołądku.
- Niech wam będzie, ale spać spokojnie po tym nie będziecie - westchnął. - Moja historia jest całkiem zwyczajna. Pochodzę z Baden i nie byłem nikim konkretnym. Raczej chodziłem całe dnie przygnębiony, nie miałem ochoty do życia i wtedy pojawiła się ona. Wysoka, długie blond włosy, cudownie piękna, a do tego wspaniała osobowość. Nie będę się rozgadywał, ale tylko przy niej byłem szczęśliwy. Kiedy jej nie widziałem nie miałem ochoty wstawać z posłania. Przez długi czas było nam bardzo dobrze, ale pewnego dnia coś się wydarzyło. Wyjechała i już do mnie nie wróciła. Dlatego jestem tutaj i idę na wojnę z tymi wielkimi bestiami. Jestem zbyt dużym tchórzem żeby popełnić samobójstwo, a żyć dalej nie chcę i nie mam po co. Wiem, że nigdy nikogo nie pokocham tak jak jej, więc wolę umrzeć niż cierpieć nadal i jeszcze ranić inne damy. Pomyślałem, że warto stracić to nędzne życie walcząc o coś dobrego. Dlatego się nie odzywam, dlatego nie jem, dlatego jestem kim jestem. Ja już właściwie nie żyję. Ona wyjeżdżając zabrała ze sobą moją duszę.

   Cisza zapadła nad lasem. Nawet wilki umilkły przerażone tym jak łatwo zniszczyć wielkiego mężczyznę. Tego wieczora ta czwórka już nie rozmawiała. Poszli spać, choć spać nie mogli. Lars objął wartę. Snu również nie potrzebował. Nie istniało nic co miałoby dla niego jakąś wartość. Nie mógł się doczekać kiedy stanie oko w oko z całą hordą olbrzymich barbarzyńców i zazna spokoju rozszarpywany przez ich zardzewiałe, pokrzywione topory. Marzył o chwili kiedy myśli nie będą już palić, kiedy pustka nie będzie niszczyć, kiedy oddech nie będzie palił, kiedy samotność przestanie go zabijać. Jego usta nie drgnęły nawet w uśmiechu, ale w głębi duszy był pewny i cieszył się na śmierć. Wiedział, że tylko ona da mu ukojenie. Tylko ona (śmierć) albo ona.

Kamil Bednarek
Czytajcie "Przywróconego" (Goneta.net/Przywrócony_Świt_Zmierzchu)

4/04/2015

Wesołych Świąt Wielkanocnych!

Szanowni Czytelnicy,

nie będę się za dużo rozpisywał, ale chciałem życzyć Wam wszystkim spokojnych, rodzinnych, wesołych i pogodnych (to znaczy ciepłych i słonecznych) Świąt Wielkiej Nocy. Życzę Wam również mokrego dyngusa, mam nadzieję, że będzie można się lać wodą, a nie rzucać śnieżkami.

Jeśli nie jesteście zbyt wierzący i sprawy duchowe w te święta mają dla Was drugorzędne znaczenie to życzę Wam spokoju, dobrego jedzenia i fajnej atmosfery przy rodzinnym stole oraz chwili wytchnienia od pracy czy szkoły.

Wesołych!
Kamil Bednarek