"Porwanie"
Jesienne
słońce wznosiło się na wieżowcami. Wysokie na 11 pięter budynki znajdowały się
przy ruchliwej ulicy, na której, mimo południa, nadal tworzyły się korki. Na
parkingu, który od wieżowca oddzielał jedynie chodnik stał samochód z włączonym
silnikiem. Za jego kierownicą siedział młody mężczyzna o ciemnych włosach. Był
średniego wzrostu, ale dobrze zbudowany. Miał wyraźnie zaniepokojoną minę.
Denerwował się zupełnie jakby na kogoś czekał. Nagle otworzył drzwi i wyszedł
na chodnik, którym przechodziła bardzo zgrabna dziewczyna o wyjątkowo długich
blond włosach. Włosy te sięgały do końca jej pleców i były dosyć ciemne jak na
blondynkę. Była średniego wzrostu i maszerowała nieświadoma tego co zaraz się
wydarzy.
Chłopak
podbiegł do niej z tyłu. Jednym ramieniem chwycił ją w talii, a drugim zasłonił
usta. Ona zesztywniała z przerażenia, nie mogła się zmusić do żadnego ruchu. Mężczyzna
wciągnął ją do samochodu. Wrzucił na tylne siedzenie, zasłonił oczy nim zdołała
zobaczyć kim on jest. Związał jej ręce i nogi i zakneblował usta. Poczuła, że
samochód rusza. Łzy spływały jej po policzkach. Nie wiedziała co się dzieje,
była przerażona. Kierowca nie odzywał się nawet słowem, a w radio grały
piosenki zespołu Aerosmith. Czuła, że jadą, ale nie miała pojęcia dokąd. Nawet
dźwięki, które mogłaby rozpoznać, skutecznie zagłuszały piosenki. Jak na ironię
były to piosenki jej ulubionego zespołu, nie pomagały się jednak zrelaksować
nawet w najmniejszym stopniu. Próbowała skupić się na zapachu, skoro wszystkie
inne zmysły skutecznie jej blokowano. Starała się wyczuć czy zna ten samochód,
albo zapach kierowcy… Nic nie było znajome. Wpadała w coraz większą panikę.
Spróbowała rozwiązać ręce, ale nie dało rady. Były skrępowane zbyt mocno. Nogi?
To samo. Nie było możliwości się uwolnić. O dziwo sznury nie obcierały jej
nadgarstków ani kostek.
Jechali
tak dosyć długo, nie potrafiła stwierdzić ile dokładnie. Jednak od jakiegoś
czasu droga, po której jechali, była bardziej wyboista. Samochód częściej
podskakiwał w dziurach i częściej zwalniał wchodząc w zakręty.
- Las - pomyślała.
Przez jej głowę przeszła myśl, że z tego lasu już nie wróci, że zostanie tutaj do końca świata. Wtem, zupełnie niespodziewanie samochód zatrzymał się. Silnik zgasł, usłyszała trzaśnięcie drzwi. Bagażnik otworzył się i zaraz zamknął.
- Wyjął łopatę, zaraz po mnie wróci - pomyślała przerażona.
Rzeczywiście tylne drzwi otworzyły się po chwili. Poczuła na sobie jego ciężar. Włożył swoje ramiona pomiędzy nią i siedzenia i podniósł ją delikatnie. Wyjął z samochodu i przeniósł kawałek. Usadził na czymś miękkim.
- Koc? - zapytała w myślach.
Rozciął jej więzy na nogach i na dłoniach. Wiedziała, że ma nóż w ręku, więc nie chciała ryzykować ucieczki. Wolała poczekać na rozwój wypadków. Wyjął jej knebel z ust i ściągnął opaskę z oczu. Zobaczyła, że jest na polanie znajdującej się na szczycie wzniesienia. Wokół niej rozciągał się las. Wysokie i smukłe świerki okalały łyse polany na szczytach gór. Rosa błyskała w promieniach słońca chowającego się powoli za horyzontem. Pomarańczowe niebo wokół słonecznej tarczy sprawiało wrażenie jakby ogień rozlał się po niebie. Promienie jesiennego słońca przebijały się przez gałęzie zielonych świerków tworząc niesamowite pokazy światła tańczącego na mchu wokół niej. Przez chwilę zapomniała o wszelkich problemach, nawet o tym, że ktoś ją porwał. Zapatrzyła się na piękno słońca zachodzącego nad górami. Promienie ogrzewały jej twarz. Lekki, ciepły wiatr rozwiewał włosy i muskał policzki. Czas stanął w miejscu, nie liczyło się nic poza pięknem świata. Żadne problemy, przeszłość ani przyszłość, tylko to co działo się w tej chwili. Z tego pięknego snu wyrwał ją czyiś oddech na szyi.
- Nie gniewaj się, ale wiem, że byłaś zbyt zapracowana żeby się zgodzić na taki wypad - chłopak szepnął jej do ucha.
- To ty! - krzyknęła i strzeliła go w pysk z taką złością, że facet upadł na koc, a ona dalej tłukła go wykrzykując każde słowo. - Jak mogłeś mnie tak wystraszyć! Prawie umarłam! Myślałam, że zginę! Że nie wyjadę z tego lasu! Ty! Ty! Ty…
Ścisnął jej ramiona i położył ją na sobie i skierował jej oczy w stronę pięknego widoku słońca chowającego się za horyzontem, ale pozostawiającego po sobie pomarańczowo - czerwono - różowe niebo. Nie dokończyła zdania, które chciała wykrzyczeć, ale już całkiem spokojna położyła głowę na jego klatce piersiowej i patrzyła na ostatnie chwile tego dnia. Dnia, który z koszmaru przerodził się w piękny sen.
- Las - pomyślała.
Przez jej głowę przeszła myśl, że z tego lasu już nie wróci, że zostanie tutaj do końca świata. Wtem, zupełnie niespodziewanie samochód zatrzymał się. Silnik zgasł, usłyszała trzaśnięcie drzwi. Bagażnik otworzył się i zaraz zamknął.
- Wyjął łopatę, zaraz po mnie wróci - pomyślała przerażona.
Rzeczywiście tylne drzwi otworzyły się po chwili. Poczuła na sobie jego ciężar. Włożył swoje ramiona pomiędzy nią i siedzenia i podniósł ją delikatnie. Wyjął z samochodu i przeniósł kawałek. Usadził na czymś miękkim.
- Koc? - zapytała w myślach.
Rozciął jej więzy na nogach i na dłoniach. Wiedziała, że ma nóż w ręku, więc nie chciała ryzykować ucieczki. Wolała poczekać na rozwój wypadków. Wyjął jej knebel z ust i ściągnął opaskę z oczu. Zobaczyła, że jest na polanie znajdującej się na szczycie wzniesienia. Wokół niej rozciągał się las. Wysokie i smukłe świerki okalały łyse polany na szczytach gór. Rosa błyskała w promieniach słońca chowającego się powoli za horyzontem. Pomarańczowe niebo wokół słonecznej tarczy sprawiało wrażenie jakby ogień rozlał się po niebie. Promienie jesiennego słońca przebijały się przez gałęzie zielonych świerków tworząc niesamowite pokazy światła tańczącego na mchu wokół niej. Przez chwilę zapomniała o wszelkich problemach, nawet o tym, że ktoś ją porwał. Zapatrzyła się na piękno słońca zachodzącego nad górami. Promienie ogrzewały jej twarz. Lekki, ciepły wiatr rozwiewał włosy i muskał policzki. Czas stanął w miejscu, nie liczyło się nic poza pięknem świata. Żadne problemy, przeszłość ani przyszłość, tylko to co działo się w tej chwili. Z tego pięknego snu wyrwał ją czyiś oddech na szyi.
- Nie gniewaj się, ale wiem, że byłaś zbyt zapracowana żeby się zgodzić na taki wypad - chłopak szepnął jej do ucha.
- To ty! - krzyknęła i strzeliła go w pysk z taką złością, że facet upadł na koc, a ona dalej tłukła go wykrzykując każde słowo. - Jak mogłeś mnie tak wystraszyć! Prawie umarłam! Myślałam, że zginę! Że nie wyjadę z tego lasu! Ty! Ty! Ty…
Ścisnął jej ramiona i położył ją na sobie i skierował jej oczy w stronę pięknego widoku słońca chowającego się za horyzontem, ale pozostawiającego po sobie pomarańczowo - czerwono - różowe niebo. Nie dokończyła zdania, które chciała wykrzyczeć, ale już całkiem spokojna położyła głowę na jego klatce piersiowej i patrzyła na ostatnie chwile tego dnia. Dnia, który z koszmaru przerodził się w piękny sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podyskutujmy w komentarzach!