Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

7/31/2016

Życie boli #11 - Ciężkie życie pakera



Szanowni Czytelnicy,

raczej nie jesteście tego świadomi, bo nie wstawiam postów na fb, nie opowiadam o tym każdemu, nie robię sobie selfików w szatni czy przed lustrem z napiętym bickiem, nie udostępniam postów o odżywkach, motywacji czy innych bredniach, ale chodzę na siłownię. I to nie tylko chodzę, ale nawet na niej ćwiczę! Szok, nie? Da się ćwiczyć na siłowni bez robienia tych niepotrzebnych rzeczy, o których wspominałem wyżej! Jak już otrząsnęliście się z szoku to poczytajcie jakie ciekawe typy osobowości spotkałem na siłowni.

Wbrew pozorom innym trenującym nie bardzo przeszkadzają te „fitfriki”, które cały czas rozmawiają o dietach, odżywkach, ćwiczeniach i innych tego typu rzeczach. Oni drażnią, i to bardzo, ale poza siłownią. Na samej sali nie mają czasu na gadanie, bo robią swój trening według zegarka. Starannie zaplanowana trzydziestosekundowa przerwa między jedną serią a drugą nie może być zakłócona choćby zamienieniem zdania z kimkolwiek. 

Drugą grupą, która się wyróżnia są koksy. Jak wygląda koks każdy wie, ale jak trenuje? Rzeczony koks ma swoje gniazdko. Wybiera sobie miejsce, w którym musi być ławeczka (jak nie ma to ją przyniesie), lustro i jakiś stoliczek w którym może sobie położyć telefon, zeszyt z programem treningowym i jakiś bidonik z białkiem. Do swojego gniazdka ściąga największe hantle jakie tylko są i wszystko inne co ciężkie. Ćwiczy wydając z siebie dzikie dźwięki (sapanie, dyszenie, rzucanie kurwami) wprost proporcjonalne do obecności ładnych kobiet na siłowni. Oczywiście po treningu jest tak bardzo zmęczony, ale to tak bardzo, że to całe swoje gniazdo zostawia i idzie do szatni. 

Jest też typ wyjątkowy, spotkałem tylko jeden taki przypadek, ale uśmiałem się z niego do łez, a bardziej niż z niego to z konsekwencji z jaką postępuje. Ciężko ten typ określić jednym słowem, chodzi o człowieka, który wchodzi na siłownię już ubrany w strój mniej więcej sportowy, nawet się nie przebiera i idzie na salę. Tam bez żadnej rozgrzewki ćwiczy 15 minut podnosząc sztangę czy hantle i wychodzi. Co mu to daje? Po co płaci za karnet? Po co istnieje i dokąd zmierza? Nie wiem, bo do nikogo nie odzywa się poza standardowym pytaniem „dużo ci jeszcze zostało?” kiedy ktoś ośmieli się zająć jego ławeczkę.

Niby-trener to człowiek, który chyba wkurza najbardziej. A już na pewno jest w pierwszej trójce. Taki oto niby-trener uważa, że skoro ogląda vlogi sportowców, ma lajknięte miliony fanpejdży o siłowni to może doradzać każdemu jak profesjonalista. Podchodzi taki i zaczyna: „widziałem, że robiłeś serie na tej maszynie, powinieneś bardziej prostować łokcie, bo jak nie to…”. Nie twierdzę, że zawsze rada takiego człowieka jest do dupy, ale kiedy zagaduje do każdego wyliczając mu błędy, to robi się natrętny niczym komar w nocy.
Dupeczki! Tak jest! Ten typ nie wkurza, ale rozprasza. Bardzo łatwo nabawić się jakiejś kontuzji kiedy na sali pojawia się taka dupeczka. Czym ona się charakteryzuje? Słuchawki w uszach, spodenki albo bardzo obcisłe, albo bardzo krótkie. Koszulka albo bardzo obcisła, albo luźna i krótka, ale obowiązkowo musi być głęboki dekolt. 

Oczywiście zjawia się też męski odpowiednik. Ten dzieli się na dwa rodzaje. Pasywny, który jest ubrany w obcisłą koszulkę, która odkrywa jego wielkie mięśnie, przechadza się obok dziewczyn, ewentualnie podnosi wielkie ciężary żeby zwrócić na siebie uwagę. Aktywny, ten jest dużo gorszy, który mało co ćwiczy, a chodzi i zagaduje. Tutaj jej powie, że ładnie wygląda, tutaj podpowie jak ustawić plecy przy ćwiczeniach, tutaj podrzuci pomysł na ćwiczenie, tutaj zaprosi na kawę, a najlepsze jest to, że nie zraża go nawet to, że dziewczyna ma słuchawki i nie słyszy (albo olewa) to co on mówi. 

Są jeszcze okupanci. Tacy ludzie zajmują jedną maszynę przez dobre pół godziny, robią tam miliony serii po miliony powtórzeń, nie dopuszczając nikogo nawet na chwilę. W przerwach między tym milionem serii siedzą sobie na maszynie, dalej ją zajmując, i bawią się telefonem.  Na pytanie czy można wejść na jedną serię albo nie odpowiadają wcale i zaczynają ćwiczyć, albo odpowiadają, że jasne, ale jak skończy. 

No i na sam koniec dorzucę normalnych, którzy ćwiczą w sposób kulturalny, myślą, odkładają sprzęty na miejsce, nie zajmują maszyn, nie gadają bzdur, z którymi można porozmawiać w przerwach między ćwiczeniami, wymienić poglądy, poobgadywać innych. A Wy którym typem jesteście? Może dorzucilibyście coś do tej listy? Piszcie śmiało! 

Kamil Bednarek
Czytajcie "Przywróconego" (Goneta.net/Przywrócony_Zenit)

7/17/2016

Życie boli #10 - Fenomen Pokemon Go

Szanowni Czytelnicy,

czym jest gra Pokemon Go chyba wszyscy już wiedzą. A jak ktoś w ostatnich kilku dniach spał w niedźwiedziej jaskini to spieszę rozwiać mgłę niewiedzy. Jest to aplikacja, która pozwala użytkownikowi łapać Pokemony spacerując po mieście ze smartfonem w ręku. Poruszacie się po ulicach własnego miasta, gdzie losowo generowane są Pokemony, w które trzeba rzucić wirtualnym Pokeballem mieszczącym się na ekranie smartfonu (a nie telefonem, jak niektóre bystrzaki). Są Poke Gymy, w których walczy się z innymi trenerami i ten prosty system stał się światowym hitem.

Ja byłem dzieciakiem, który rzucał wszystko i biegł z podwórka przed telewizor żeby oglądać Pokemony. Zbierałem tazosy z chipsów, zbierałem karty (miałem nawet cały zestaw z Niemiec, co w tamtych czasach było rzadkością), miałem, a nawet chyba gdzieś jeszcze mam, figurkę Pikachu, grałem w Pokemony na GBA, na komputerze, szalałem za tym jak głupi, ale takiego szału jaki wywołała aplikacja Pokemon Go jeszcze nie przeżyłem.

Aplikacja przebiła swoją popularnością Tindera, czyli aplikację, w której można znaleźć sobie drugą połówkę. Liczbą wyszukiwań w google przebiła strony z filmami erotycznymi. Wiecie co to oznacza? Oznacza to, że ludzie wolą zbierać wirtualne zwierzątka niż zaspokajać seksualne potrzeby. Widziałem też co się działo w jednym z amerykańskich miast kiedy w parku pojawił się rzadki Pokemon. Ludzie zatrzymywali się samochodami tworząc korki, przepychali się, zablokowali miasto, tylko po to żeby zgarnąć Pokemona.

Ja to nawet rozumiem, ja to popieram, niech sobie ludzie kolekcjonują co chcą. Ja zbieram inne rzeczy, o których kiedyś tam napiszę, ale niech ci ludzie przy tym myślą. Jestem zwolennikiem racjonalnego myślenia, naprawdę zachęcam ludzi do używania mózgu. Niech sobie łapią co sobie chcą, byle mi tylko żaden w poszukiwaniu Rattaty nie wlazł pod koła samochodu, albo nie próbował łazić mi po działce, bo jest tam Pidgey.

Ja sam nie zamierzam grać w Pokemony, bo też tyle nie chodzę żebym mógł coś lepszego złapać. Nie czuję też tego szału, który opanował cały świat, chociaż nadal Pokemony lubię i od czasu do czasu odpalam mojego save'a z Pokemon FireRed. Do Pokemon Go nie przekonuje mnie nie tylko konieczność chodzenia milionów kilometrów, ale też słaby system walki, który sprawdziłem i jednak do Poków pasuje mi bardziej walka turowa. Nie zmienia to jednak faktu, że twórcy Pokemon Go trafili ze swoim produktem idealnie i całe rzesze ludzi w różnym wieku ruszą na spacery, przejażdżki, wycieczki, rajzy, procesje i pielgrzymki żeby zostać mistrzem Pokemon i złapać je wszystkie!
Kamil Bednarek
Czytajcie "Przywróconego" (Goneta.net/Przywrócony_Zenit)