Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

11/28/2014

Opowiadanie #5 - "Jesień niespodzianek" (część 3)

Część trzecia opowiadania. Zapraszam do czytania. Jeśli chcecie zapoznać się z poprzednimi dwiema częściami to zapraszam tutaj: "Jesień niespodzianek" (część 1) ; "Jesień niespodzianek" (część 2).

"Jesień niespodzianek" (część 3)



Cathrine rozsiadła się na niedźwiedziej skórze przy kominku i zapatrzyła się w tańczące płomienie. Pomyślała, że to bardzo podejrzane, że Martin nie pozwala jej wyjść. Wpadła jej do głowy myśl, że pewnie liczy na nagrodę i chcę ją sam zaprowadzić do władcy Baldentu. Przestraszyła się, że to może być prawda. Po chwili jednak odrzuciła te myśli i uznała, że zaufa mu. Nie wiedziała gdzie jest, nie wiedziała dokąd ma uciec. Tutaj czuła się bezpieczna, z nim czuła się bezpieczna. Pomógł jej. Zabił tych trzech żołnierzy, zaopiekował się nią, był dla niej dobry. Żałowała, że nie powiedziała mu wszystkiego od razu, ale mógłby się przestraszyć. Mógłby ją wyrzucić, albo wydać. Dobrze zrobiła, że mu nie powiedziała. To nie było kłamstwo, po prostu nie powiedziała o sobie wszystkiego. Głośne uderzenie w drzwi wyrwało ją z zamyślenia. Coś zawyło przeraźliwie i ponownie łupnęło w drewniane drzwi. Dziewczyna zerwała się na równe nogi. Oparła się plecami o jedną ze ścian. Jakaś bestia chciała się dostać do środka. Wycie przypominało dźwięk wydawany przez wilka, ale było o wiele bardziej przerażające. Złapała nóż leżący na stole i przycisnęła go do piersi. Bestia na zewnątrz odbiegła kawałek, słychać było jej dyszenie i głośne wycie. Ruszyła ponownie. Catherine słyszała jak wielkie łapy odbijają się od żwirowej ścieżki. Wyciągnęła przed siebie dłoń, w której trzymała długi nóż. Była gotowa na to, że ta bestia przebije się przez drzwi i wpadnie do chaty. Czekała na ten moment, ale on nie nastąpił. To stworzenie żałośnie zaskamlało i zapadła zupełna cisza. Nagle drzwi otworzyły się, a do środka wszedł Martin wrzucając naręcze sporych drewnianych pieńków. Nie zwracając uwagi na przerażoną dziewczynę wyszedł z domu raz jeszcze i po chwili wrócił z długim noże w ręku ciągnąc za sobą olbrzymiego, czarnego psa. Zwierzę wielkością było bliższe niedźwiedziowi niż psu, było zupełnie czarne, a z jego boku wyciekała bordowa, gęsta krew. Długie, białe kły sterczały z otwartego pyska.
- Nic ci nie jest? - Martin zapytał najzupełniej spokojnie zamykając drzwi.
- Nie, tylko trochę się wystraszyłam - odparła odkładając nóż na stół. - Co to jest?
- Nie mam pojęcia, ale niedawno widziałem to coś skradające się między drzewami w lesie. Pierwszy raz widzę takie stworzenie, ale mam przeczucie, że to wiąże się z jesienią niespodzianek, o której ci wcześniej mówiłem.
- Teraz może opowiesz mi więcej?
- Jasne, ale najpierw sprawdzę cóż to jest.
Nachylił się nad ciałem bestii i dokładnie je badał. Zajrzał w oczy, okazały się całkiem czerwone. Zwierzę miało olbrzymie łapy, było niezwykle silne. Jego gęste futro było bardzo szorstkie, niemal nie dało się go dotykać.
- Szkoda, że to coś chciało cię zjeść, może mógłbym to oswoić - zażartował.
- Skąd wiesz, że chciało zjeść mnie? - zapytała zaskoczona.
- Bo jak do niego podszedłem to nawet na mnie nie spojrzał. Nie zainteresował się mną zupełnie. Wbiłem mu nóż w bok nie odkładając drewna. To wszystko jest bardzo dziwne, ale to pewnie dlatego, że wmieszały się w to wszystko czary.
- Czary? - otworzyła szeroko oczy, zakręciło jej się w głowie.
- Tak. Nie znam się na tym za bardzo, ale wydaje mi się, że to coś tak jak i żołnierze byli z Tobą jakoś połączeni. Chcieli dorwać tylko ciebie nie zwracając uwagi na nic innego.
- To brzmi całkiem sensownie, ale nie wiem jak to możliwe - zbladła jeszcze bardziej.
- Ja też nie. Znam kogoś kto wie więcej na ten temat, ale wybierzemy się do niego dopiero jutro. Teraz pozbędę się tego cielska, a ty prześpij się trochę - złapał ciało zwierzęcia za tylną łapę i wyciągnął za drzwi.

Cathrine usiadła na łóżku i złapała się za głowę. Wiedziała, że nie mogą iść do człowieka, który wie cokolwiek o magii, bo wtedy wszystko się wyda. Wiedziała, że wtedy to co zataiła i tak wyjdzie na jaw. Musiała coś wymyślić, ale w tej chwili miała pustkę w głowie. Do głowy przyszła jej jedynie ucieczka, ale po tym co widziała przed chwilą bała się uciekać. Pozostało tylko powiedzieć prawdę lub liczyć na to, że nic się nie wyda. Martin wrócił po kilku minutach i usiadł obok niej na łóżku.
- Cathrine - zaczął spokojnie patrząc jej w oczy. - Wiem, że nie jest łatwo zaufać obcemu mężczyźnie, zwłaszcza jeśli wcześniej jakiś facet cię skrzywdził, ale naprawdę możesz mi powiedzieć wszystko i prawdopodobnie powinnaś, bo inaczej mogę nie dać rady ci pomóc.
- Opowiedz mi o tej jesieni niespodzianek - uniknęła jego wzroku i zmieniła temat.
- Opowiem ci o tym, ale jutro, dobrze? - uśmiechnął się do niej. - A lepiej będzie jak opowie ci o tym człowiek, do którego pójdziemy. On zna dokładną treść tej legendy, wraz z przepowiednią, która jej towarzyszy. Ja nigdy nie lubiłem przepowiedni ani legend, więc wiem tylko co nieco.
- Dobrze, chociaż miło by było gdybyś opowiedział mi choć trochę - oparła mu głowę na ramieniu, nie cofnął się.
- Ta legenda mówi o tym, że pewnego roku jesień będzie inna niż zwykle. Tutaj co roku zaczynała się tak samo, wraz z pierwszym dniem jesieni przychodziły ulewne deszcze i chłód, do tego mgły i porywisty wiatr. Kiedy nadejdzie ta jesień wydarzy się wiele rzeczy, które mogą odmienić losy świata. Nie bardzo chce mi się w to wierzyć. W każdym razie ludzie opowiadają, że gdy ta jesień przyjdzie czeka nas wojna i to nie zwykła wojna, ale taka, w której udział weźmie magia. Jutro pójdziemy do mojego dziadka, a on opowie ci dokładnie o co chodzi i postara się coś zaradzić na twoje problemy. Może jakoś…
Nie dokończył zdania, bo poczuł, że Catherine zasnęła na jego ramieniu. Położył ją delikatnie w łóżku i przykrył baranią skórą. Sam podszedł do okna i wpatrywał się w ciemny las.

Następnego ranka świeciło piękne słońce i było niespotykanie ciepło. Martin siedział na pniu przed domem i czekał na Catherine, gdy ta tylko wyszło z chatki ruszyli w głąb lasu. Martin prowadził ich krętą ścieżką prowadzącą pod górę. Przy okazji opowiadał jej o roślinach i zwierzętach, które o tej porze roku powinny już dawno czekać na zimę. Teraz jednak na drzewach nadal było sporo liści, krzewy i kwiaty jeszcze kwitły, a zwierzęta żwawo biegały po lesie. Wreszcie dotarli do szczytu wzniesienia, na którym stała niewielka chatka, bardzo podobna do tej, w której mieszkał Martin. Miał stożkowaty dach, a z komina unosił się dym.
- Jesteśmy w sam raz na obiad - zaśmiał się chłopak i ruszył w stronę drzwi drewnianego domku, Catherine ruszyła za nim.
Drzwi otworzyły się nim zdążyli zapukać. Na progu zjawił się starszy mężczyzna. Jego zmarszczki i siwe włosy świadczyły o jego wieku. Miał na sobie długą, skromną, szarą szatę z szerokimi rękawami.
- Martin! - zawołał. - A skąd się tutaj wziąłeś, chłopcze?!
- Mamy pewną sprawę, ale dobrze cię widzieć dziadku! - uściskali się.
Starszy podrapał się po krótkich, siwych włosach i zwrócił się do dziewczyny.
- A kim jest ta piękna, młoda dama?
- Catherine - przedstawiła się. - Miło mi poznać.
- Marcus - ukłonił się i cmoknął ją w dłoń.
Gdy tylko dotknął ustami jej dłoni cofnął się i spojrzał na nią. Jego oczy ukazywały ogromne zdziwienie. Ona natomiast spojrzała na niego błagalnie. Wydawać by się mogło, że prosiła go by nic nie mówił.
- Zapraszam was na gulasz, który właśnie się gotuje! - Marcus klasnął w dłonie. - Opowiecie mi o co chodzi przy ciepłym posiłku.
Usiedli przy okrągłym stole ustawionym na środku pokoju. Przy ścianach stało pełno półek, na których znajdowało się mnóstwo fiolek, słoiczków i ksiąg. W rogu, ja jednym z regałów rosło kilka roślin, o których Catherine nigdy nie słyszała. Z tyłu pokoju w kominku palił się ogień. Dziadek Martina usadził gości przy stole, sam poszedł po kociołek wiszący nad ogniem. Wlał im do miseczek porcje i podał wraz ze świeżym chlebem. Zajadali ze smakiem i zaczęli rozmawiać.
- Wiem po co przyszedłeś, Martin - zaczął Marcus.
- Oczywiście, że wiesz. To przez jesień.
- Taaak - mruknął. - Jesień niespodzianek.
- Dokładnie, wczoraj do mojego domu dobijał się czarny pies z czerwonymi ślepiami, który był wielki jak niedźwiedź.
- Tak, wiem nawet dlaczego się dobijał - spojrzał na dziewczynę. - W dodatku pogoda szaleje, więc to na pewno ta jesień. Twoja koleżanka chce pewnie poznać całą historię?
- Tak, chciałabym - odpowiedziała.
- Przepowiednia, od której to wszystko się zaczęło jest bardzo stara i brzmi tak: Rok za rokiem jesień przychodzi jednaka, ale raz przyjdzie inna. Wtedy nastanie mrok jeśli nie znajdzie się człowiek, który poniesie ostrze przeciwko czarnej pladze. W dniu początku jesieni zjawi się zwiastun, który wskaże człowieka godnego tego zadania. Człowieka, który uratuje ludzkość lub pogrąży ją na wieki w mroku.
- To strasznie brzmi - powiedziała kiedy skończył.
- Tak, ale proroctwa często tak brzmią, a potem okazują się niegroźne. W każdym razie według tego co udało się przez wieki wyczytać z tego proroctwa…
- Czyli z legend - wtrącił kąśliwie Martin, dziadek to zignorował.
- Chodzi o to, że pojawi się jakiś znak, który pokaże kto jest godzien poprowadzić nas w walce przeciwko czarnej magii, którą posłuży się bardzo zły człowiek. Wydarzy się to tej jesieni, tego jestem pewien.
- Tak, też mi się wydaje, że łączy się z tym magia, ale od razu wojna? Nie przesadzajmy - Martin skończył jeść i odstawił miseczkę na bok.
- A skąd w ogóle wytrzasnąłeś taką wspaniałą dziewczynę, chłopcze?
- A to ciekawa historia, bo uciekała przed trójką doborowych żołnierzy władcy Baldentu. Ścigali ją, więc ich zabiłem. Ona była wyczerpana, więc się nią zająłem.
- Nie wierzę - Marcus mruknął zapatrzony w dal. - Teraz już wszystko łączy się w całość…
- Co? - Martin zdziwił się reakcją dziadka.
- Biegnij do domu po topór, który ci dałem i to migiem! - Siwy mężczyzna wstał od stoły i zajął się przeglądaniem ksiąg na jednej z półek. - Biegnij, chłopcze, później wam wszystko wyjaśnię!

Kamil Bednarek
Czytajcie "Przywróconego" (Goneta.net/Przywrócony_Świt_Zmierzchu)

11/21/2014

Opowiadanie #5 - "Jesień niespodzianek" (część 2)

Jest i druga część opowiadania. Jeśli chcecie poznać dalsze losy bohaterów i to co z tego wyjdzie to zapraszam do przeczytania. Jeśli nie czytaliście pierwszej części to tutaj macie link: "Jesień niespodzianek" (część 1). W przyszłym tygodniu prawdopodobnie będzie kolejna część, więc nie musicie na nie czekać zbyt długo. Czytajcie i komentujcie ;)

"Jesień niespodzianek" (część 2)




Długowłosa dziewczyna ocknęła się w małej, dusznej chacie. Leżała na twardym łóżku przykryta baranią skórą. Do jej nosa doleciał gryzący zapach dymu połączony z przyjemną wonią dobrze przyprawionego gulaszu. Była obolała, czuła każdy mięsień i każdy staw swojego ciała. Nie pamiętała co dokładnie się stało, ale miała nadzieję, że jej nie dopadli. Zganiła się w duchu za te głupie myśli, przecież gdyby ją dopadli to już by nie żyła. Bolała ją głowa i ucieszyła się, że w chacie jest tak ciemno. Światło z pewnością nie pomogłoby w tym bólu. Rozejrzała się, delikatnie unosząc się na łokciach. Syknęła, kiedy poczuła zakwasy w mięśniach. Mała i surowa chatka wydała jej się dziwnie przytulna. Zobaczyła ogień w kominku, nad którym wisiał garnek z gulaszem. Trochę dalej zauważyła stół i dwa krzesła. Przy kominku z czerwonych cegieł leżało czarne, grube futro, chyba niedźwiedzie. Usiadła na łóżku i rozejrzała się dokładniej. Nic nie przykuło jej uwagi, poza uchylonymi drzwiami prowadzącymi do innego pomieszczenia. Nagle położyła się ponownie, bo wystraszył ją dźwięk otwieranych drzwi. Padła na łóżko i zamknęła oczy udając, że nadal śpi.
- Dobrze, że wreszcie wstałaś - powiedział mężczyzna, który wszedł do chatki. - Gulasz jest już prawie gotowy.
Był średniego wzrostu, dobrze zbudowany. Miał ciemne włosy, a na twarzy lekki zarost. Nosił lnianą, szarą koszulę i zielone spodnie. W jego oczach widać było błysk. Patrzył na kogoś tak jakby wiedział o czym ta osoba myśli. Każde spojrzenie wydzierało z człowieka tajemnice. Badawczy wzrok spoczął na łóżku, w którym leżała dziewczyna.
- Jeśli chcesz dobrze udawać sen to jeszcze wiele nauki przed Tobą - powiedział podchodząc do garnka i mieszając w nim drewnianą łyżką. - Wstawaj, musisz coś zjeść po tych trzech dniach.
- Trzech dniach?! - krzyknęła, zrzucając z siebie kołdrę. - Spałam trzy dni?!
- Tak, trzy dni - stanął naprzeciwko niej. - I może zechciałabyś się ubrać przed obiadem. Twoje rzeczy leżą obok łóżka.
Dziewczyna przez chwilę nie zorientowała się o czym on mówi. Patrzyła prosto w jego podejrzliwe oczy stojąc przed nim zupełnie naga. Była niższa o pół głowy, miała gładką skórę, która nosiła jednak kilka śladów pozostawionych przez trudy życia. Na jej ciele nie było żadnego włoska poza długimi, sięgającymi pośladków, blond włosami na głowie.
- Mamy niespodziewanie ciepłą jesień, ale lepiej się ubierz - rzucił i wrócił do mieszania gulaszu, wziął dwie miseczki i je napełnił. - Chyba, że w twojej krainie jada się nago.
Zarumieniła się i natychmiast rzuciła w stronę swoich ubrań. Zakładała je w wielkim pośpiechu. Chciała zapaść się pod ziemię. Nie wiedziała kim jest ten człowiek, ale wydał jej się zaskakująco godny zaufania. Nie pamiętała co się wydarzyło zanim znalazła się tutaj, dlaczego znalazła się w tym domku i kim jest ten człowiek, ale była okropnie głodna. Postanowiła, że zje gulasz i w trakcie posiłku wypyta o szczegóły.
- Siadaj! - wskazał jej krzesło. - Jedzmy, póki gorące.
Usiadła na wskazanym, drewnianym krześle i sięgnęła po łyżkę. Przyjemny zapach gulaszu sprawił, że zrobiła się jeszcze bardziej głodna. Nie chciała jednak tego po sobie pokazać i jadła powoli. Co jakiś czas pogryzała cienki, zbożowy placek, który podał jej mężczyzna.
- Jestem Cathrine - zaczęła nieśmiało. - A ty?
- Martin - odpowiedział krótko nie odrywając oczu od widoku za oknem.
- Mógłbyś mi opowiedzieć, Martinie, co się stało zanim znalazłam się tutaj?
- Jasne. Czekałem kiedy o to zapytasz. Biegłaś przez las i goniło Cię trzech żołnierzy z doborowej jednostki. Postanowiłem ci pomóc i zabiłem ich. Byłaś wyczerpana, potknęłaś się i upadłaś. Straciłaś przytomność, więc przyniosłem Cię tutaj. Rozebrałem, umyłem i położyłem w moim łóżku. Sam spałem na tym futrze - wskazał ręką skórę leżącą obok kominka. - Wyprałem twoje rzeczy i czekałem aż się obudzisz. Podejrzewam, że ścigali cię nie bez powodu i chciałbym się dowiedzieć o tym więcej.
Wysłuchała go z przerażeniem. Pamiętała kto i dlaczego ją ścigał, ale nie sądziła, że jeden człowiek poradzi sobie z trzema żołnierzami przybocznej straży samego władcy Baldentu. Zaczęła się go bać. Nie wiedziała jakie ma wobec niej plany. Rozebrał ją i umył?! Może chce zrobić coś więcej, albo już zrobił… Ale wtedy nie spałby na podłodze.
- Mogę zapytać jak zabiłeś tych ludzi? - jej głos stał się jeszcze bardziej niepewny.
- Zaskoczyłem ich. Dwóch padło zanim zdążyło zareagować. Trzeci się bronił, ale niezbyt długo - odpowiedział bez emocji.
- Dlaczego?
- Co dlaczego? - odparł zdziwiony.
- Dlaczego zaryzykowałeś życie żeby mnie uratować? Dlaczego zadbałeś o mnie nie wiedząc nawet kim jestem?
- Moje życie niezbyt mnie interesuje, nie dbam o nie za bardzo, więc to nie było żadne ryzyko. Uratowałem cię ponieważ nie lubię kiedy trzech facetów goni bezbronną kobietę. Nie interesowało mnie kim jesteś dopóki nie byłaś bezpieczna. Zadbałem o ciebie, bo głupotą byłoby zabicie tamtych ludzi a potem pozostawienie cię nieprzytomną na drodze.
- Rozumiem…
- Teraz, kiedy jesteś już bezpieczna, z radością poznam twoją historię, Cathrino.
- Tak… Chyba jestem ci to wina. Władca Baldentu porwał mnie z mojej krainy pięć jesieni temu. Wtrącił do lochu moich rodziców i powiedział, że jeśli nie będę dobrą żoną to ich zabije. To tępy i okrutny tyran, zdolny do takich czynów. Siedziałam w zamknięciu kiedy on bawił się przed zaślubinami. Kilka miesięcy temu uciekłam mu i trafiłam aż tutaj. Wysłał za mną swoich najlepszych żołnierzy podzielonych na małe oddziały. Udawało mi się gubić ich pogoń, ale tego dnia, kiedy mnie spotkałeś popełniłam błąd. Jestem ci ogromnie wdzięczna za wszystko. Powiedz co chcesz w zamian, a spełnię twoją prośbę.
- W zamian? - zaśmiał się. - Nic nie chcę w zamian. Każdy mężczyzna postąpiłby tak samo jak ja. Nie było w tym nic nadzwyczajnego.
- Było i to nie wiesz jak nadzwyczajnego. Gdzie w ogóle jesteśmy?
- W Tonsilem, a właściwie dobrych kilkanaście kilometrów obok tego miasta.
- Nie znam tych okolic… - zasmuciła się. - Ale muszę ruszyć dalej, muszę. Oni na pewno będą mnie nadal ścigać i nie mogę zostać w miejscu na dłużej.
- Ścigają cię, są nawet niedaleko. Wpadli na zwłoki swoich towarzyszy co sprawiło, że nie są tak pewni siebie. Póki co nie ma dla ciebie bezpieczniejszego miejsca niż ten dom. W tych stronach jesień jest zazwyczaj bardzo nieprzyjemna, a ta jest wyjątkowa, przez co jeszcze groźniejsza. Naprawdę odradzam próbę ucieczki przez lasy o tej porze roku.
- Dlaczego?
- Zostań tutaj jeszcze kilka dni, a się przekonasz i wtedy podejmiesz decyzję. Dziadek mówił mi o jesieni niespodzianek. Wydaje mi się, że właśnie to miał na myśli.
- Opowiesz mi o tym? - spojrzała na niego zielonymi oczami.
- Tak, ale kiedy się przekonam, że mam rację.
- Dobrze, zostanę kilka dni, ale nie chcę być dla ciebie ciężarem. Ja będę spała na podłodze, a ty wrócisz do swojego łóżka.
- Nie ma mowy. Nie musisz robić nic, po prostu nie wychodź z domu. Nie wychylaj się za próg, a zwłaszcza po zmroku.
- Dobrze - wzięła głębszy oddech. - Dziękuję, Martinie.

Spędzili cały dzień na rozmowie. Martin opowiedział jej o tutejszych zwyczajach i o tym dlaczego mieszka tak daleko od miasta. Cathrina z kolei opowiedziała mu o swoim życiu. O rodzinnych stronach, o pobycie u niedoszłego męża, o tym jak ukrywała się przez zabójcami i jak zaszła aż tak daleko. Świetnie im się rozmawiało. Martin zapomniał o uzupełnieniu zapasu drewna przed nocą.
- Zostań tutaj i zamknij za mną drzwi. Wyjdę i wrócę z drzewem. Sam je otworze, a Ty usiądź przy kominku i niczego nie ruszaj.
- Coś się dzieje?
- Jest wyjątkowo piękna jesień i zapadł zmrok. Może coś się wydarzyć, coś wisi w powietrzu już jakiś czas.
- Co takiego? - zapytała ze strachem w głosie.
- Od kiedy jesteś na tych terenach?
- Od tygodnia…
- Zatem na pewno coś się wydarzy - zamyślił się. - Wydaje mi się, że władca Baldentu nie tylko żołnierzy wysłał w pościg za tobą.

Kamil Bednarek
Czytajcie "Przywróconego" (Goneta.net/Przywrócony_Świt_Zmierzchu)

11/13/2014

Opowiadanie #5 - "Jesień niespodzianek" (część 1)

Zapraszam do zapoznania się z kolejnym opowiadaniem. Jest to pierwsza część, będzie ich kilka, nie wiem jeszcze ile, ale w niedługim czasie dostaniecie kolejne. Opowiadanie opisuje pewną jesień, która zatrzęsła światem, która sprawiła, że wszystko stanęło na głowie. Zapraszam do czytania!

"Jesień niespodzianek" (cz. 1)



Wiatr dudnił w kominie. Zaczęła się jesień. Dokładnie tego samego dnia co rok temu. Tego roku było jednak inaczej. Mimo wiatru, który akurat zaczął wiać mocniej było dosyć ciepło. Nie rozpoczęły się ulewy, nocą nie ściskał mróz. W powietrzu czuło się coś niepokojącego. Martin stał przy oknie swojego domu i wpatrywał się w las. Wypatrywał zagrożenia między drzewami, które teraz spowite były w mroku. Ogień trzaskał w kominku. Mały domek stał w samym środku lasu, z dala od reszty wioski. Martin nie lubił ludzi. Uznał, że nie są mu oni do niczego potrzebni, bo doskonale radzi sobie sam. Własnoręcznie zbudował swój dom, sam zdobywał pożywienie, nawet narzędzia wytwarzał sam. Ludzie by tylko mu przeszkadzali.

Powinien już spać, ale coś go dręczyło. Jak zawsze na jesień czuł się bardziej niespokojny, to morowe powietrze przepełnione mgłą, dymem z kominów i zapachem gnijących liści jakoś na niego wpływało. W Tonsilem, co roku, jesień zaczynała się dokładnie tego samego dnia od mocnych ulew, porywistego wiatru i niskich temperatur. Martin był do tego przyzwyczajony, a że nie lubił zmian to tegoroczne rozpoczęcie jesieni zaniepokoiło go jeszcze bardziej. Świeca w srebrnym świeczniku stała na niewielkim dębowym stole. Ledwo oświetlała pomieszczenie, co ułatwiało obserwację. Drewniane pale, z których dom był zbudowany, tworzyły w miarę równe ściany. W izbie nie było ozdób. W rogu stało łóżko, obok stołu dwa krzesła. Na jednej ze ścian znajdował się kominek. Dokładnie naprzeciwko łóżka. Za otwartymi drzwiami znajdowało się pomieszczenie, w którym zgromadził zapasy na zbliżającą się zimę, miał tam również broń i narzędzia. Wszystko pod ręką na wypadek gdyby zima nie pozwalała wyjść z domu. Martin odwrócił się od okna i dorzucił do ceglanego kominka dwie szczapy jasnego drewna. Postawił świeczkę na taborecie obok łóżka. Ściągnął lnianą koszulę i zapatrzył się w ogień. Tańczące płomienie oświetlały jego sylwetkę. Miał ciemne, średniej długości włosy, wyraźne, prawie złowieszcze rysy twarzy. Jego wysportowane ciało nosiło na sobie ślady walk, blizny lśniły w ogniu. Był nieźle zbudowany, ale nie był wielki. Nikt by nie pomyślał, że taki mężczyzna może przeżyć sam w lasach Tonsilem. Zdjął czarne spodnie i już miał się położyć kiedy usłyszał coś, czego nikt inny nie mógł usłyszeć. Cicho ruszył do okna. Był nagi, więc nawet ubranie nie szeleściło. Jego mięśnie lśniły w blasku ognia. Dopadł do szyby i wytężył wzrok. W mroku nie działo się nic szczególnego, z pozoru. Martin widział jednak, że coś się przesuwa między drzewami. Nie zbliżało się jednak do jego domostwa, póki co się nie zbliżało. Wziął ze sobą świecę i wszedł do składziku. Wyjął z niego wielki topór, którego obydwa ostrza przypominające w kształcie półksiężyce, a które stykały się ze sobą tak, że tworzyły księżyc w pełni, nosiły na sobie pięknie rzeźbione wzory. Mocny trzonek, wykonany z czarnego jak noc drewna również był bogato zdobiony. Martin postawił go obok łóżka i sam się położył.

Pierwsze promienie jesiennego słońca wdarły się do jego niewielkiego domu przez okna. Martin nie spał już. Zdążył się umyć i ubrać, a teraz posilał się przy stole. Kawałek suszonego mięsa i owsianka stanowiły jego śniadanie. Wstał od stołu i wyszedł z domu. Otworzył drzwi i rozejrzał się uważnie. Założył kurtkę, ale gdy tylko wyszedł z domu przekonał się jak jest ciepło. Zdjął ją i wrzucił do izby przez otwarte drzwi. Błękitne niebo rozciągało się nad lasami, które zmieniły już kolor z zielonego na żółty, pomarańczowy, a miejscami nawet czerwony. Delikatny wiaterek muskał skórę Martina. Potarł dłonią zarost na policzku i ruszył w las. Przy pasie miał tylko średniej długości nóż. Wszedł między drzewa i niskie krzewy. Stąpał po mchu i wpatrywał się w gęstwinę. Liście opadały wokół niego tworząc niesamowitą, kolorową mozaikę. Martin przykucnął i sięgnął do wnętrza krzewu po swojej prawej. Wyciągnął z niej zająca. Szarak szarpał się w jego silnej dłoni, ale nie miał najmniejszej szansy żeby się uratować. Martin sięgnął po nóż. Delikatnie wyjął go z pochwy i zbliżył do przerażonego stworzenia. Nagle przeciągły pisk wzbudził jego czujność. Padł na mech i wypuścił zająca. Słyszał krzyki i korki. Czterech ludzi biegło niedaleko niego. Kolejny krzyk. Teraz był już pewny, że to kobieta. Ucieka przed kimś, przed trzema mężczyznami. Bez zastanowienia ruszył w ich kierunku. Znał ten las jak własną kieszeń, więc wiedział którędy będzie najszybciej. Chciał zrównać się z pogonią zanim ich zaatakuje. Musiał mieć pewność, że powinien pomóc tej kobiecie. Wpadał między krzewy i drzewa, przeskoczył nad strumieniem. W dłoni ściskał nóż. Krzyki nasilały się, po głosie poznał, że kobieta nie ma już zbyt wiele sił i wkrótce ją dopadną.

Wreszcie był na tyle blisko by przyjrzeć się całej sytuacji. Trzech wielkich mężczyzn w lekkich pancerzach wykonanych z jasnej skóry i srebrnej stali. Po sposobie w jakim się poruszali widać było, że są zaprawieni w bojach. Mieli przy sobie broń w kształcie sierpów, ale trochę większą i z dłuższym trzonkiem. Nie zauważyli Martina biegnącego równo z nimi. Oni biegli po równej ścieżce, a Martin między drzewami. Wyprzedził ich odrobinę i zobaczył kogo ścigają. Była to kobieta z niespotykanie długimi jasnymi włosami, które teraz ciągnęły się za nią niczym ogon za kometą. Była niezwykle zgrabna, bardzo kobieca, a przy tym szczupła. Była średniego wzrostu. Jej długa, szara suknia nie pomagała w ucieczce. Pęd powietrza sprawiał, że materiał przywierał do jej ciała. Oglądała się za siebie. Twarz również miała piękną, zgrabny nos, zielone oczy, idealne brwi i usta. Martin nie widział wcześniej ani jej, ani mężczyzn, którzy ją ścigali. Nie miał czasu na zawahanie. Wiedział, że ona nie ma już sił. Potknęła się i upadła wpadając w zarośla. Martin wykorzystał ten moment. To była dokładnie ta chwila, na którą czekał. Teraz pewność siebie tych żołnierzy podskoczyła do granic możliwości. Teraz nie będą się spodziewać żadnego kłopotu. Zbliżył się do krawędzi ścieżki i wyskoczył w górę. Przelatując nad jednym z wojaków wbił mu swój nóż w czubek głowy. Wyciągnął go szybko i wylądował na drugim. Zanim tamten zorientował się co się stało krew wypływała z jego rozciętego gardła. Pozostał ostatni. Nie zwrócił uwagi na los swoich towarzyszy, co utwierdziło Martina w przekonaniu, że to żołnierze doborowej jednostki. Ich celem była ta kobieta i nie zwracali uwagi na nic poza nią. Nie liczyło się ilu ich wróci z tej misji, liczyło się tylko by rozwiązali problem jaki wiązał się z tą dziewczyną. Martin zostawił za sobą dwa ciała i ruszył za trzecim żołnierzem. Tamten nie mógł sobie pozwolić na błąd, więc w ostatniej chwili odwrócił się i ciął swoim sierpowatym mieczem. Martin wiedział, że on to zrobi. Był o tym przekonany. Przykucnął unikając ostrza, a sam wyprowadził cios prosto w pachwinę. Tam zbroja była słabsza. Ostrze wbiło się aż po rękojeść. Szarpnął nim w górę. Ponure, brązowe oczy krzyczały z bólu, ale żaden dźwięk nie wydobył się z ust mężczyzny. Ból był zbyt wielki żeby mógł krzyknąć. Chciał jeszcze złapać przeciwnika, powalić go i przynajmniej zabić jeśli sam miał zginąć, ale nie dał rady. Podniósł ręce, które zaraz opadły. Martin wyciągnął nóż, a bezwładne już ciało upadło na ścieżkę. Chłopak poczuł się świetnie przez moment, ale po chwili spojrzał w pobliskie zarośla. Na ścieżkę wystawała tylko bezwładna noga. Oblał go zimny pot. Przez myśl przeszło mu, że mogła uderzyć głową o kamień albo jakiś korzeń i stracić życie. Otarł nóż z krwi i schował go do pochwy wiszącej u pasa. Powoli zbliżył się do zarośli. Delikatnie chwycił tę dziewczynę i podniósł ją. Była zupełnie nieprzytomna, ale oddychała. Czuł jak wali jej serce. Upadek, stres, wyczerpanie ucieczką sprawiły, że jej organizm odmówił posłuszeństwa. Martin wziął ją na ręce i ruszył w stronę domu.

 Kamil Bednarek
Czytajcie "Przywróconego" (Goneta.net/Przywrócony_Świt_Zmierzchu)