Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

2/27/2015

Opowiadanie #7 - "Sen"

Wybaczcie, że długo nic tutaj się nie działo, ale miałem za bardzo zajętą głowę żeby skupić się na pisaniu czegokolwiek. Bywa i tak, że brakuje weny kiedy mamy czas i brakuje czasu kiedy mamy wenę. Dorosłe życie jednak nie jest takie fajne jak się dzieciom wydaje.

Wracając jednak do tego co przed Wami, Drodzy Czytelnicy. Jak zauważyliście po tytule tego posta, będzie to opowiadanie. Nie będzie to jednak zwykłe opowiadanie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Będzie to coś pomiędzy majakiem, omamem a rzeczywistością. Do stworzenia tego zainspirował mnie cytat, który zobaczyłem w jednym z tomów sagi o Wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego. Autor wstawia przed rozdziałami różne cytaty. Niektóre sam wymyśla, inne są prawdziwe. Akurat ten był napisany wcześniej przez mojego ulubionego poetę Edgara Allana Poe. Opowiadanie nie będzie długie, więc zapraszam do czytania!

"Sen"

"All that we see or seem
Is but a dream within a dream"

Edgar Allan Poe - "A dream within a dream"

Kolejna noc, zegar wrednie wybija swoje sekundy. Coraz dłuższe przerwy między ruchami wskazówki. Słyszę ją chociaż nie mam zegarka. Ciemno. Tylko Księżyc za oknem. Księżyc czy lampa? Okno? Przecież je zasłaniałem. Nie zasnę jeśli nie zasłonię. Muszę opuścić tę roletę, ale nie chce mi się wstać. Nie zasnę. Chce mi się spać, jestem już taki zmęczony. Muszę. Wstać. Kołdra tak przyjemnie mnie otula. Idealna pozycja by wreszcie zasnąć, ale muszę zasłonić okno. Wstaję. Podnoszę kołdrę, wychodzę spod niej, podchodzę do okna. Okno wychodzi na ulicę, ale nie na moją ulicę. Widzę wozy ciągnięte przez konie, widzę drewniane chaty. Przecież mieszkam w bloku, skąd te chaty? Ludzie na dole mają na sobie stroje ze Średniowiecza. Jeden z chłopów zatrzymuje wóz i patrzy na mnie. Widzę jego twarz tuż przed sobą. Pomarszczoną, ogorzałą, z bliznami po ospie, z krótkimi włoskami siwego zarostu. Jego wąskie usta, długi nos i szare oczy. Czuję smród z jego ust. Otwiera je i coś mówi. Wiedźma! Słyszę. Ale jaka wiedźma, przecież on patrzy na mnie. Sięgam w bok żeby opuścić roletę, ale tam zamiast tych białych, malutkich koralików wisi gruba lina zakończona pętlą. Wydawało mi się, że wyciągnąłem ku niej rękę, ale znalazła się w niej moja głowa. Wiedźma! Krzyczą, cały tłum już się zebrał. Lina zaciska się wokół szyi. Czuję jak miażdży mi krtań, jak odcina tlen. Sinieję, oczy wychodzą mi z czaszki, próbuję rozerwać linę, ale nie daję rady.

Budzę się nagle w swoim pokoju zlany potem. Spoglądam w okno. Roleta zasłonięta. Rozglądam się po pokoju, wszystko jest tak jak być powinno. Sięgam po wodę stojącą przy łóżku. Piję trzy łyki, tak jak zawsze. Kładę się jeszcze raz, na zegarze dopiero druga. Nie mam zegara. Moje łóżko jest mokre. Spociłem się aż tak bardzo? Zlałem się? Co jest grane? Sprawdzam. Czuję smród. Łajno. Łóżko zrobione z gówna, kołdra z gówna. Wyskakuję z niego jak poparzony. Biegnę do łazienki zmyć z siebie ten smród. Otwieram drzwi, a z kibla wylewa się fontanna gnoju, cała podłoga jest tym pokryta. Chcę wejść do wanny, noga odjeżdża. Uderzam głową o futrynę. Przed oczami robi się ciemno. Nie mogę się ruszyć, nie mam władzy nad kończynami. Duszę się, dławię.

Zrywam się z łóżka we własnym pokoju. Zapalam lampkę. Wszystko jest w porządku. Wszystko jest tak jak trzeba. Biorę trzy łyki wody. Gaszę światło i idę spać ponownie. Serce nadal się nie uspokoiło. Bije szybciej niż zegar. Zegar. Nie mam zegara. Widzę, że jest już ranek, ale jeszcze nie pora wstawać. Nie chcę już spać. Nie będę jej budził. Śpi obok, taka spokojna i piękna. Powoli, żeby jej nie zbudzić. Udało się. Jestem w łazience. Patrzę w lustro. Siwe włosy na skroniach. Mogłem się tego spodziewać. W końcu przy tym co siedzi mi w głowie nawet włosy bledną. Wychodzę. Wracam. Ona i jakiś mężczyzna. Przytulają się całują. W powietrzu unosi się zapach alkoholu. Nie zwrócili na mnie uwagi. Zrzuciłem z nich kołdrę. Był w niej. Musiałem się przytrzymać szafki żeby nie upaść. Wściekłość. Łzy napłynęły do oczu. Poczułem jak serce mi pęka. Nóż. Miałem w reku nóż. Jego? Ją? Siebie? Skończył. Wstał i wyjął mi z dłoni nóż. Spojrzał w oczy uśmiechając się tak, że włosy na karku mi się zjeżyły. Odwrócił się i chciał ją pchnąć. Skoczyłem. Prosto pod ostrze.

Poderwałem się dysząc głośno. Było już widno. Koniec nocy. Wreszcie. Wstałem. Zjadłem. Umyłem się. Ubrałem. Wyszedłem. Wszystko wyglądało tak jak zawsze. Nic nie mogło wzbudzić podejrzeń. Wyszedłem. Idąc przez miasto zauważyłem staruszkę. Spojrzała na mnie. Miała przerażająco wielkie i gadzie oczy. Miała szereg długi zębów wystających z wielkich ust. Odrzuciła balkonik, którym się podpierała i ruszyła za mną. Biegał szybko wyjąc przy tym głośno. Rzuciłem się do ucieczki. Wracałem do swojego mieszkania. Nie pozwalała mi się oddalić. Biegłem ile sił w nogach. Dopadłem do drzwi, była tuż za mną. Zamknąłem drzwi uderzając ją w pysk. Spojrzałem przez wizjer. Odchodziła powoli patrząc w moją stronę i przeklinając. Odetchnąłem i odwróciłem się plecami do drzwi. Byłem w tym samym punkcie miasta, z którego uciekałem. Tym razem nie widziałem tej staruszki. Widziałem tylko wysoką postać w czarnym płaszczu i kapturze z kosą w dłoniach. Dostrzegła mnie. Chciałem uciec, ale biegłem w miejscu, a ona powoli się zbliżała. Zdzierałem podeszwy w miejscu, a ona była tuż za mną. Podniosła kosę i założyła mi ją na szyję. Wtedy jej czar puścił i ruszyłem biegiem.

Obudziłem się w swoim łóżku jeszcze przez chwilę czując jak ostrze wtapia się w moją szyję. Czułem jak odpada mi głowa. Wstałem, pomacałem kark. Wszystko było w porządku. Napiłem się wody i położyłem na plecach. Patrząc w sufit. Powoli uspokoiłem oddech, uspokoiłem ciśnienie i zaczynałem zasypiać. Oddychałem w rytmie wybijanym przez zegar. Poczułem, że ktoś na mnie patrzy. Spojrzałem. Jezus. Zakrwawiony. Zdjęty z krzyża. Chciałem się ruszyć, nie mogłem. Nie spałem, ale nie mogłem się ruszyć. Nie poruszał ustami, ale mówił. Słyszałem donośny głos. Nie próbuj, nic ci to nie da. Chciałem krzyczeć, ale nie mogłem. I tak nikt cię nie usłyszy. Wszyscy nie żyją. Zobacz. Moje ciało zostało na łóżku. Puste oczy patrzyły w sufit. Ja patrzyłem na siebie. Za oknem biła czerwona łuna. Nie było nic oprócz mojego mieszkania. Wszystko było zniszczone. Poleciałem do pokoju rodziców. Martwi. Poleciałem do niej. Miał rację. Powiedział mi, że to nie jest nieuniknione. To jedna z możliwych dróg. Powiedział też, że nie mam na to wpływu. Kiedy zapytałem czemu mi to pokazał. Odparł, że kiedyś zrozumiem. Nie rozumiem. Nigdy się tak nie bałem. Nagle duch wrócił do ciała, a ciało zerwało się z łóżka. Płakałem. Przez cały czas płakałem. Nie wierzę, a mimo to się modliłem. Słowa nie oddadzą tego co widziałem.

Spojrzałem na zegar. Była dopiero 20. Jedź do niej. Szepnęło coś w głowie. Ubrałem się i wsiadłem do samochodu. Pojechałem. Nie do domu. Od razu skierowałem się do klubu. Każdy szczegół drogi był dokładni taki jaki powinien. Samochody, ludzie w nich, przechodnie, budynki. Dotarłem na miejsce. Zapłaciłem oświetleniowcowi żeby pozwolił mi wejść na rusztowanie z lampami. Wszedłem tam. Głośna muzyka, tłok, ruch. Dostrzegłem ją. Tańczyła z kieliszkiem w ręku. Ubrana tak, że wszystko było widać. Wokół niej mnóstwo facetów. Z każdym choć przez chwilę musiała się zetknąć. Widzisz jak cudownie bawi się bez ciebie? Usłyszałem w głowie. Do czego ty jej jesteś potrzebny? Przecież jesteś nikim. Taka dziewczyna potrzebuje kogoś poważnego, kto zapewni jej rozrywkę. A ty? Jesteś żałosny. Nie! Krzyknąłem, ale nie przebiło się to przez muzykę. A praca? Dlaczego poszła do pracy? Żeby nie musieć oglądać ciebie. Ogranicza kontakt, a potem całkiem go zerwie. Tak będzie lepiej dla niej. Chyba ci na niej zależy? Zobacz jak jej dobrze bez ciebie. Zobacz! Spojrzałem. Nie wierzyłem. Zakręciło się w głowie. Spadłem z rusztowania. Huknąłem o parkiet. Spojrzała na mnie tym cudownym wzrokiem. Nie odezwała się nawet. Wróciła do tańca.

Obudziłem się ponownie. Szarpnęło mną na łóżku. Co się dzieje, kochanie? Usłyszałem. Miałeś zły sen? To nic takiego. Odpowiedziałem. Szkoda, że już musisz wychodzić do pracy. Powiedziała. Wstałem. Napiłem się wody. Ubrałem się zostawiając ją w łóżku. Wyszedłem zerkając na zegarek. Nie mam...

Kamil Bednarek
Czytajcie "Przywróconego" (Goneta.net/Przywrócony_Świt_Zmierzchu)

2/10/2015

Relacja z wyjazdu do Wrocławia

Tak się przyjemnie złożyło, że ostatni weekend moich ferii spędziłem, w cudownym towarzystwie mojej dziewczyny, we Wrocławiu. W związku z tym przedstawię Wam tutaj taką krótką relację z tej podróży. Dawno nic takiego nie było, a myślę, że całkiem nieźle się to czyta i można się czegoś dowiedzieć jeśli samemu planuje się wycieczkę.

Dzień #1 - 06.02.2015

Wyjazd z Łodzi.
W piątek rano wsiadłem do swojego 46 i po dwóch przesiadkach dotarłem na dworzec autobusowy Łódź Kaliska. Tam, już z moją dziewczyną, mieliśmy wsiąść do Polskiego Busa. Było to nasza pierwsza podróż z tym przewoźnikiem i nie wpadliśmy na to, że rezerwując miejsca w autobusie nie rezerwujemy konkretnych siedzeń. Dla mnie to bardzo nielogiczne, nie zrozumiem polityki tej firmy. Kupiliśmy dwa bilety jednocześnie, więc chyba to logiczne, że chcieliśmy siedzieć obok siebie. Okazało się, że firma tego nie gwarantuje i siedzieliśmy osobno, bo tylko takie miejsca były, a ludzie nie byli na tyle mili żeby się przesiąść. Właśnie przez to jechało się bardzo długo i te 3 godziny podróży ciągnęły się w nieskończoność.

Wreszcie dotarliśmy na miejsce.Zatrzymaliśmy się w Premiere Classe Hotel (Strona Hotelu). Bardzo fajny hotel. Naprawdę polecam (chociaż niektórym może przeszkadzać nadpobudliwy dźwiękowo klimatyzator). Bardzo duże i wygodne łóżko, telewizor, internet, łazienka w pokoju, wszystko czego turysta może zapragnąć. Trzeba jednak pamiętać, że wszystko się tam uruchamia kartą magnetyczną od windy do prądu w pokoju.

Zaraz po rozgoszczeniu się w pokoju ruszyliśmy na zwiedzanie. W pierwszy dzień pobytu planowaliśmy pozwiedzać miasto. Pochodziliśmy długo, bo i jest co oglądać. Wspaniałe Stare Miasto, cudne kamienice i przede wszystkim: odnajdywanie krasnali. Naprawdę cieszy, nawet dorosłych ludzi, znalezienie kolejnego krasnala. Nie udało się nam odnaleźć wszystkich, ale i tak było fajnie. Nie będę opisywał wszystkiego co widzieliśmy, bo tak naprawdę całe Stare Miasto jest warte obejrzenia. Obiad zjedliśmy w lokalu "Chatka przy jatkach". Generalnie nie polecam, bo nie do końca wszystko tam mają świeże. Zmarznięci, ale szczęśliwi wróciliśmy do hotelu po dobrych kilku godzinach spacerowania i fotografowania.







Dzień #2 - 07.02.2015

ZOO!!!
Tak! Drugi dzień stał się gwoździem całego wyjazdu, albowiem zwiedziliśmy Zoo we Wrocławiu. To najlepsze zoo w jakim byłem. Mimo zimowej pory nadal było co oglądać. Fantastyczny tygrys, który był tak wnerwiony, że z chęcią by wszystkich oglądających poczęstował pazurkami, niedźwiedzie, foki pływające sobie do góry brzuchem, pingwiny, rysie i wiele, wiele innych zwierząt, które były pod gołym niebem. Akwarium, w którym były świetne ryby i roślinność wodna. Część z ryb słodkowodnych już znałem z własnego akwarium, ale zobaczyłem je w większych wydaniach. Ryby i ukwiały w akwariach słonowodnych robiły jeszcze większe wrażenie. Pomieszczenie, w którym znajdują się zwierzęta z Madagaskaru, w tym wolno latające nietoperze. Byliśmy też w terrarium, gdzie naoglądaliśmy się tyle gadów, płazów, owadów i pająków, że wystarczy nam to na długo. Motylarnia, w której, przy odrobinie szczęścia, może na nas wylądować ogromny, tropikalny motyl. Obejrzenie tego wszystkiego zajęło chyba 4 godziny, a nie w każdej zagrodzie były zwierzęta. Podejrzewam, że latem siedzi się tam jeszcze dłużej.

Główną atrakcją Zoo i tym co je wyróżnia jest oceanarium "Afrikarium". Jeśli ktoś był w oceanarium to wie jak fajne to przeżycie. Olbrzymie zbiorniki wodne, w których pływają gatunki, które nie jest łatwo zobaczyć na wolności. Olbrzymie wodne żółwie, płaszczki, rekiny, manaty, hipopotamy i wiele, wiele ryb. Super klimat, bardzo ładny budynek, wszystko utrzymane w klimacie afrykańskim. Największe wrażenie na wszystkich zrobił podwodny tunel, w którym dzięki szklanym ścianom i sufitowi można było się poczuć jak na dnie oceanu.

Obiad zjedliśmy w lokalu Bistro Przepis i ten lokal polecam. Jest to niewielka knajpka, ale jest tam bardzo dobre i tanie jedzenie. Duże porcje, wszystko świeże i naprawdę jeśli będziecie w Zoo albo na hali to tam jak najbardziej można się stołować.

Przespacerowaliśmy się jeszcze po parku w okolicach Hali Stulecia i wróciliśmy do hotelu. Ponownie byliśmy wybitnie zmarznięci, ale taki jest już urok całodziennych spacerów w zimę.







Dzień #3 - 08.02.2015

Panorama i powrót :(
Po spakowaniu się i opuszczeniu hotelu ruszyliśmy zobaczyć coś jeszcze. Jedna z najważniejszych dzieł w historii polskiego malarstwa, czyli Panoramę Racławicką. Cena biletu pozwalającego obejrzeć Panoramę może niektórych zniechęcić, ale warto, bo oprócz możliwości zobaczenia tego monumentalnego dzieło dostajemy jeszcze darmowe wejście do dwóch muzeów. Warto te gratisy wykorzystać, bo muzea też bogate w zbiory. Co do samej Panoramy to efekt jest powalający. Oprócz obrazu na ścianie zrobione jest pięciometrowe przedłużenie na podłodze, które imituje podłoże z obrazu. Wszystko sprawia wrażenie jakby stało się w środku pola bitwy. Coś na wzór dzisiejszej technologii 3D upraszczając to do minimum. Zobaczycie na zdjęciach jaki to efekt.

Byliśmy potem w Muzeum Narodowym, w którym były naprawdę bardzo ciekawe ekspozycje. Szczególnie zachwyciła mnie ekspozycja starej broni. Miecze, muszkiety, tarcze, pistolety skałkowe i wiele więcej. Ponadto, oczywiście, sztuka nowoczesna, która momentami jest aż zbyt dziwna, nawet jak dla mnie.

Obiad zjedliśmy w restauracji "Konspira" przy Placu Solnym. Fantastyczny lokal zrobiony w klimacie PRL i walki o wolność w wykonaniu "Solidarności". Dobre jedzenie, fantastyczny klimat (dobra muzyka również), a przede wszystkim historia, która bez względu na poglądy polityczne, powinna być nam znana. Bardzo ładny lokal i naprawdę polecam, bo ceny w stosunku do porcji też nie są zabójcze. Ponadto w lokalu mamy tajny, zakonspirowany pokój, w którym można zobaczyć jak wyglądała konspiracja w stanie wojennym.

Wracaliśmy również Polskim Busem, ale tym razem byliśmy trochę cwańsi i udało nam się usiąść razem. Przez to podróż było o wiele przyjemniejsza i szybciej minęła. Wsiadłem w swoje 46 i wróciłem do domu.






Podsumowując, Wrocław to naprawdę świetne miasto i warto je dobrze zwiedzić. Na pewno nie będziecie zawiedzeni. Jeśli komuś się przyda to co napisałem to super. My z wyjazdu jesteśmy zadowoleni bardzo i bez wahania stwierdzam, że to były moje najlepsze ferie ever!

Pozdrawiam,
Kamil Bednarek

2/01/2015

Mistrzostwa Świata w Piłce Ręcznej Katar 2015 - Podsumowanie

Takie podsumowanie na gorąco i bez rozwlekania, bo przecież kilkanaście minut temu dopiero te mistrzostwa się zakończyły i to jak się zakończyły! Nasi waleczni piłkarze ręczni wydarli zwycięstwo w meczu o brązowy medal Hiszpanom! Nieprawdopodobny mecz i nieprawdopodobne mistrzostwa.

Zacznijmy jednak od początku. Przyznam się, że widząc naszą grupę i grupę przeciwników w kolejnych rundach nie spodziewałem się sukcesu. Katar ustawił grupy tak, żeby spotkać się z trudniejszymi rywalami dopiero w najważniejszej fazie turnieju. Można się było tego spodziewać. W końcu worki wypchane pieniędzmi potrafią wiele. Zaczęliśmy słabo, bo przegraliśmy z Niemcami. Szkoda, bo wypadało im pokazać, że nie należało im się miejsce na mistrzostwach. Walczyliśmy jednak dalej. Drugi mecz z Argentyną. Rywal słabszy od nas, nie ma co ukrywać. Jednak w tym meczu dał z siebie wszystko. Walczyli jakby to był półfinał, ale na szczęście, przy ogromnych nerwach, zawale serca, zdartym gardle i oglądaniu końcówki na stojąco wygraliśmy. Gra nie napawała nadzieją na medale, przyznaję się do tego, że wątpiłem. Teraz Rosja. Też na papierze rywal słabszy, ale po Argentynie już się na nic nie nastawiałem i dobrze. Nie zagraliśmy wielkiego meczu, ale udało się wydrzeć Rosjanom zwycięstwo. Dobrze, że te mecze nie były codziennie, bo strun głosowych już bym chyba nie odzyskał. O siwych włosach to nie wspomnę nawet. Kolejne zwycięstwo jedną bramką. Takie zwycięstwa konsolidują zespół.

Mecz z Arabią Saudyjską miał być formalnością, ale też do końca nie był. Liczba nierzuconych rzutów karnych przerażała. Z taką nieskutecznością ze stałego fragmentu nie ma co marzyć o sukcesach. Wygraliśmy przekonująco, ale te karne... No też się człowiek zdenerwował, nie było innej możliwości. Ostatni mecz w grupie graliśmy z Duńczykami. Wygralibyśmy mamy drugie miejsce, przegraliśmy jednak i mieliśmy trzecie miejsce w grupie. Sam mecz był słaby, nie wykorzystywaliśmy okazji. Nie podobało mi się to co widzę i po tym jak się okazało, że w 1/8 finału czeka na nas Szwecja to miałem czarne myśli. Jak się okazało niepotrzebnie. Mecz był niesamowicie emocjonujący, zresztą jak każdy, wygraliśmy czterema bramkami, ale gdyby mecz zakończył się jedną bramką przewagi to też nic by się nie wydarzyło. Zdarte gardło po raz kolejny, ale warto było. Po meczu łzy w oczach i tylko jedna myśl: "Teraz Chorwacja".

Chorwacja. Nasze przekleństwo. Przyznam się szczerze, że nienawidzę Chorwacji, no po prostu nie cierpię tej reprezentacji. Są dla mnie taką siatkarską Brazylią. Cały czas prowokacje, kłótnie z sędziami i tak dalej. Po tym meczu, nie pamiętam go dokładnie, siedziałem na krześle i nie mówiłem nic. Pomyślałem sobie tylko, że teraz nie muszą już nic. A jak zobaczyłem minę Igora Vori na konferencji prasowej to czułem się wspaniale. Zdarłem sobie gardło całkiem krzycząc do telewizora, a bardziej do Mariusza Jurkiewicza biegnącego do kontry: "Rzuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuć tooooooooooooooo!" Rzucił, kurczę rzucił.

Półfinał to inna historia. Dowiedziałem się, że gramy z Katarem i że sędziowie pomogli Niemcom przegrać swój mecz ćwierćfinałowy.Wiedziałem, że te sprzedajne psy (mowa o zawodnikach grających dla Kataru) nie będą naszym jedynym przeciwnikiem. Nie trzeba było długo czekać, bo o ile zaczęliśmy dobrze i twardo w obronie i skutecznie w ataku to sędziowie nie pozwolili nam na taką grę do końca. Każdy kontakt naszego obrońcy z rywalem kończył się gwizdkiem i najczęściej karą. Nasi rywale, tymczasem, mogli sobie bić nas po twarzach, a sędziowie na to patrzyli. Delegat, który był po stronie sędziów też się tylko przeglądał i nierzadko pomagał im udanie drukować. My ten mecz zagraliśmy też nie najlepiej i razem dało to porażkę. Nie obwiniałbym sędziów w stu procentach, ale nasze błędy po części wynikały z ich postawy.

No nic, nie rozpamiętujmy półfinału i przejdźmy do meczu o brąz. Dla nas wielkiego finału. Naprzeciw Hiszpania. Mistrzowie świata z ostatnich mistrzostw. Drużyna, którą w półfinale sportowo pokonała Francja. Chcą tego medalu i będą walczyć - tak zapowiadali. Była walka. Od początku graliśmy dobrze, ale nie wykorzystywaliśmy szans. Prowadziliśmy, a potem wszystko się posypało. Hiszpania wykorzystała swoje, nam wybroniła i zaczęliśmy przegrywać. Dramat w końcówce. Przegrywamy jedną bramką i mamy kilka sekund. Jurecki zagrywa do grającego mecz życia Michała Szyby, a ten rzucił pewnie. DOGRYWKA! Dopiero w przerwie między regulaminowym czasem a dogrywką zorientowałem się, że oglądam na stojąco, grając przy linii bocznej lepiej niż trener. Dogrywka. Bramka za bramkę, wreszcie obrona po naszej stronie i ostatnie sekundy gol z koła. Syprzak fenomenalnie złapał piłkę i rzucił gola. Wracamy do obrony. Ja krzyczę żeby wyszli z rękoma w górze i żeby dochodzili do rzucających rozgrywających. Tak zrobili i Hiszpania miała rzut wolny. Zamieszanie z zegarem, zamieszanie ze zmianami, wreszcie rzut prosto w nogi i MAMY BRĄZ!

Szał radości w domu, łzy w oczach, zdarte gardło. Właściwie już się do tego przyzwyczaiłem. Tyle adrenaliny ile dawali mi nasi Piłkarze Ręczni (z wielkich liter, bo wielki szacunek) dawno nie doświadczyłem.

Finał wygrali Francuzi, którym kibicowałem mocno. Nie chciałem żeby sprzedajne psy zdobyły mistrzostwo świata. Wielkie brawa dla sędziów z Czech, który w finale nie dali się przekupić i gwizdali tak jak należy.

Cały turniej, gdyby nie smród ropy, a bardziej petrodolarów ciągnących się za "Katarczykami", które dały im największy sukces w historii, oceniłbym bardzo dobrze. Organizacyjnie było dobrze, poziom też był bardzo fajny, dobrze oglądało się nawet mecze ze słabszymi drużynami. No i właśnie te teoretycznie słabsze pokazały, że już nie są takie słabe. Za rok Mistrzostwa Europy u nas i mam nadzieję, że po takim sukcesie będzie się roiło od kibiców, a nasi Gladiatorzy i Mistrzowie Horroru udowodnią, że u siebie są jeszcze mocniejsi. Gratulacje Panowie, wielki szacunek i wielkie podziękowania za wszystkie emocje!

Kamil Bednarek