Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

2/27/2015

Opowiadanie #7 - "Sen"

Wybaczcie, że długo nic tutaj się nie działo, ale miałem za bardzo zajętą głowę żeby skupić się na pisaniu czegokolwiek. Bywa i tak, że brakuje weny kiedy mamy czas i brakuje czasu kiedy mamy wenę. Dorosłe życie jednak nie jest takie fajne jak się dzieciom wydaje.

Wracając jednak do tego co przed Wami, Drodzy Czytelnicy. Jak zauważyliście po tytule tego posta, będzie to opowiadanie. Nie będzie to jednak zwykłe opowiadanie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Będzie to coś pomiędzy majakiem, omamem a rzeczywistością. Do stworzenia tego zainspirował mnie cytat, który zobaczyłem w jednym z tomów sagi o Wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego. Autor wstawia przed rozdziałami różne cytaty. Niektóre sam wymyśla, inne są prawdziwe. Akurat ten był napisany wcześniej przez mojego ulubionego poetę Edgara Allana Poe. Opowiadanie nie będzie długie, więc zapraszam do czytania!

"Sen"

"All that we see or seem
Is but a dream within a dream"

Edgar Allan Poe - "A dream within a dream"

Kolejna noc, zegar wrednie wybija swoje sekundy. Coraz dłuższe przerwy między ruchami wskazówki. Słyszę ją chociaż nie mam zegarka. Ciemno. Tylko Księżyc za oknem. Księżyc czy lampa? Okno? Przecież je zasłaniałem. Nie zasnę jeśli nie zasłonię. Muszę opuścić tę roletę, ale nie chce mi się wstać. Nie zasnę. Chce mi się spać, jestem już taki zmęczony. Muszę. Wstać. Kołdra tak przyjemnie mnie otula. Idealna pozycja by wreszcie zasnąć, ale muszę zasłonić okno. Wstaję. Podnoszę kołdrę, wychodzę spod niej, podchodzę do okna. Okno wychodzi na ulicę, ale nie na moją ulicę. Widzę wozy ciągnięte przez konie, widzę drewniane chaty. Przecież mieszkam w bloku, skąd te chaty? Ludzie na dole mają na sobie stroje ze Średniowiecza. Jeden z chłopów zatrzymuje wóz i patrzy na mnie. Widzę jego twarz tuż przed sobą. Pomarszczoną, ogorzałą, z bliznami po ospie, z krótkimi włoskami siwego zarostu. Jego wąskie usta, długi nos i szare oczy. Czuję smród z jego ust. Otwiera je i coś mówi. Wiedźma! Słyszę. Ale jaka wiedźma, przecież on patrzy na mnie. Sięgam w bok żeby opuścić roletę, ale tam zamiast tych białych, malutkich koralików wisi gruba lina zakończona pętlą. Wydawało mi się, że wyciągnąłem ku niej rękę, ale znalazła się w niej moja głowa. Wiedźma! Krzyczą, cały tłum już się zebrał. Lina zaciska się wokół szyi. Czuję jak miażdży mi krtań, jak odcina tlen. Sinieję, oczy wychodzą mi z czaszki, próbuję rozerwać linę, ale nie daję rady.

Budzę się nagle w swoim pokoju zlany potem. Spoglądam w okno. Roleta zasłonięta. Rozglądam się po pokoju, wszystko jest tak jak być powinno. Sięgam po wodę stojącą przy łóżku. Piję trzy łyki, tak jak zawsze. Kładę się jeszcze raz, na zegarze dopiero druga. Nie mam zegara. Moje łóżko jest mokre. Spociłem się aż tak bardzo? Zlałem się? Co jest grane? Sprawdzam. Czuję smród. Łajno. Łóżko zrobione z gówna, kołdra z gówna. Wyskakuję z niego jak poparzony. Biegnę do łazienki zmyć z siebie ten smród. Otwieram drzwi, a z kibla wylewa się fontanna gnoju, cała podłoga jest tym pokryta. Chcę wejść do wanny, noga odjeżdża. Uderzam głową o futrynę. Przed oczami robi się ciemno. Nie mogę się ruszyć, nie mam władzy nad kończynami. Duszę się, dławię.

Zrywam się z łóżka we własnym pokoju. Zapalam lampkę. Wszystko jest w porządku. Wszystko jest tak jak trzeba. Biorę trzy łyki wody. Gaszę światło i idę spać ponownie. Serce nadal się nie uspokoiło. Bije szybciej niż zegar. Zegar. Nie mam zegara. Widzę, że jest już ranek, ale jeszcze nie pora wstawać. Nie chcę już spać. Nie będę jej budził. Śpi obok, taka spokojna i piękna. Powoli, żeby jej nie zbudzić. Udało się. Jestem w łazience. Patrzę w lustro. Siwe włosy na skroniach. Mogłem się tego spodziewać. W końcu przy tym co siedzi mi w głowie nawet włosy bledną. Wychodzę. Wracam. Ona i jakiś mężczyzna. Przytulają się całują. W powietrzu unosi się zapach alkoholu. Nie zwrócili na mnie uwagi. Zrzuciłem z nich kołdrę. Był w niej. Musiałem się przytrzymać szafki żeby nie upaść. Wściekłość. Łzy napłynęły do oczu. Poczułem jak serce mi pęka. Nóż. Miałem w reku nóż. Jego? Ją? Siebie? Skończył. Wstał i wyjął mi z dłoni nóż. Spojrzał w oczy uśmiechając się tak, że włosy na karku mi się zjeżyły. Odwrócił się i chciał ją pchnąć. Skoczyłem. Prosto pod ostrze.

Poderwałem się dysząc głośno. Było już widno. Koniec nocy. Wreszcie. Wstałem. Zjadłem. Umyłem się. Ubrałem. Wyszedłem. Wszystko wyglądało tak jak zawsze. Nic nie mogło wzbudzić podejrzeń. Wyszedłem. Idąc przez miasto zauważyłem staruszkę. Spojrzała na mnie. Miała przerażająco wielkie i gadzie oczy. Miała szereg długi zębów wystających z wielkich ust. Odrzuciła balkonik, którym się podpierała i ruszyła za mną. Biegał szybko wyjąc przy tym głośno. Rzuciłem się do ucieczki. Wracałem do swojego mieszkania. Nie pozwalała mi się oddalić. Biegłem ile sił w nogach. Dopadłem do drzwi, była tuż za mną. Zamknąłem drzwi uderzając ją w pysk. Spojrzałem przez wizjer. Odchodziła powoli patrząc w moją stronę i przeklinając. Odetchnąłem i odwróciłem się plecami do drzwi. Byłem w tym samym punkcie miasta, z którego uciekałem. Tym razem nie widziałem tej staruszki. Widziałem tylko wysoką postać w czarnym płaszczu i kapturze z kosą w dłoniach. Dostrzegła mnie. Chciałem uciec, ale biegłem w miejscu, a ona powoli się zbliżała. Zdzierałem podeszwy w miejscu, a ona była tuż za mną. Podniosła kosę i założyła mi ją na szyję. Wtedy jej czar puścił i ruszyłem biegiem.

Obudziłem się w swoim łóżku jeszcze przez chwilę czując jak ostrze wtapia się w moją szyję. Czułem jak odpada mi głowa. Wstałem, pomacałem kark. Wszystko było w porządku. Napiłem się wody i położyłem na plecach. Patrząc w sufit. Powoli uspokoiłem oddech, uspokoiłem ciśnienie i zaczynałem zasypiać. Oddychałem w rytmie wybijanym przez zegar. Poczułem, że ktoś na mnie patrzy. Spojrzałem. Jezus. Zakrwawiony. Zdjęty z krzyża. Chciałem się ruszyć, nie mogłem. Nie spałem, ale nie mogłem się ruszyć. Nie poruszał ustami, ale mówił. Słyszałem donośny głos. Nie próbuj, nic ci to nie da. Chciałem krzyczeć, ale nie mogłem. I tak nikt cię nie usłyszy. Wszyscy nie żyją. Zobacz. Moje ciało zostało na łóżku. Puste oczy patrzyły w sufit. Ja patrzyłem na siebie. Za oknem biła czerwona łuna. Nie było nic oprócz mojego mieszkania. Wszystko było zniszczone. Poleciałem do pokoju rodziców. Martwi. Poleciałem do niej. Miał rację. Powiedział mi, że to nie jest nieuniknione. To jedna z możliwych dróg. Powiedział też, że nie mam na to wpływu. Kiedy zapytałem czemu mi to pokazał. Odparł, że kiedyś zrozumiem. Nie rozumiem. Nigdy się tak nie bałem. Nagle duch wrócił do ciała, a ciało zerwało się z łóżka. Płakałem. Przez cały czas płakałem. Nie wierzę, a mimo to się modliłem. Słowa nie oddadzą tego co widziałem.

Spojrzałem na zegar. Była dopiero 20. Jedź do niej. Szepnęło coś w głowie. Ubrałem się i wsiadłem do samochodu. Pojechałem. Nie do domu. Od razu skierowałem się do klubu. Każdy szczegół drogi był dokładni taki jaki powinien. Samochody, ludzie w nich, przechodnie, budynki. Dotarłem na miejsce. Zapłaciłem oświetleniowcowi żeby pozwolił mi wejść na rusztowanie z lampami. Wszedłem tam. Głośna muzyka, tłok, ruch. Dostrzegłem ją. Tańczyła z kieliszkiem w ręku. Ubrana tak, że wszystko było widać. Wokół niej mnóstwo facetów. Z każdym choć przez chwilę musiała się zetknąć. Widzisz jak cudownie bawi się bez ciebie? Usłyszałem w głowie. Do czego ty jej jesteś potrzebny? Przecież jesteś nikim. Taka dziewczyna potrzebuje kogoś poważnego, kto zapewni jej rozrywkę. A ty? Jesteś żałosny. Nie! Krzyknąłem, ale nie przebiło się to przez muzykę. A praca? Dlaczego poszła do pracy? Żeby nie musieć oglądać ciebie. Ogranicza kontakt, a potem całkiem go zerwie. Tak będzie lepiej dla niej. Chyba ci na niej zależy? Zobacz jak jej dobrze bez ciebie. Zobacz! Spojrzałem. Nie wierzyłem. Zakręciło się w głowie. Spadłem z rusztowania. Huknąłem o parkiet. Spojrzała na mnie tym cudownym wzrokiem. Nie odezwała się nawet. Wróciła do tańca.

Obudziłem się ponownie. Szarpnęło mną na łóżku. Co się dzieje, kochanie? Usłyszałem. Miałeś zły sen? To nic takiego. Odpowiedziałem. Szkoda, że już musisz wychodzić do pracy. Powiedziała. Wstałem. Napiłem się wody. Ubrałem się zostawiając ją w łóżku. Wyszedłem zerkając na zegarek. Nie mam...

Kamil Bednarek
Czytajcie "Przywróconego" (Goneta.net/Przywrócony_Świt_Zmierzchu)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podyskutujmy w komentarzach!