Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

8/11/2014

Relacja z wyjazdu do Krakowa - Dzień 3.

Nadszedł czas na trzeci dzień. Zapraszam na relację!

Dzień 3. - 26.07 - Wieliczka!

Trzeciego dnia postanowiliśmy opuścić Kraków i udać się do pobliskiej Wieliczki. Wsiedliśmy więc w autobus krakowskiego MPK i po mniej więcej trzydziestu minutach dojechaliśmy w okolice Kopalni Soli w Wieliczce. Było bardzo gorąco i chcieliśmy się jak najszybciej znaleźć pod ziemią. Byłem już kiedyś w tej kopalni, ale przez te kilka ładnych lat zmieniło się bardzo dużo. Budują wielką tężnię, jest jakiś plac zabaw jest, ładne chodniki wyłożone kostką. Naprawdę warto tam pojechać.

Stanęliśmy w kolejce. Były dwie. Jedna, bardzo krótka, dla obcokrajowców. Druga, dużo dłuższa, dla Polaków. Chcieliśmy wejść z obcokrajowcami, ale oni płacą sporo drożej za bilet (zdzierają z tych turystów na każdym kroku) i w końcu stanęliśmy w kolejce z Polakami. Przesuwała się dosyć szybko i wkrótce dotarliśmy do kasy. Przedtem jednak dostaliśmy taki zestaw: odbiornik krótkich fal radiowych i słuchawka mono. Dowiedzieliśmy się później, że to urządzenie służy do tego, by lepiej słyszeć przewodnika.

Przewodnik był starszy, gruby i lubił sobie pożartować. Schodziliśmy w dół drewnianymi schodami i robiło się coraz zimniej. Co bardziej przezorni (w tym moja dziewczyna) wzięli sobie jakieś bluzy czy swetry, ale Kamil uznał, że przecież nie będzie tam tak zimno i został w krótkich spodenkach i T-shircie. Przewodnik narzucił szybkie tempo i między nami, a resztą grupy utworzyła się spora przerwa. Para, która szła przed nami wyraźnie chciała nawiązać z nami znajomość i to było dosyć niepokojące... Ale mniejsza z tym. Doszliśmy na dół i tam padły słowa, które ugrzęzły w mej pamięci. Takie słowa powinny widnieć na pamiątkowych tablicach. Przewodnik w trakcie swojego monologu powiedział:

"Ściany są z soli. Można lizać wszystko, oprócz rzeźb i przewodnika"

"Jeśli się ktoś zgubi to szukamy tylko dwa tygodnie, potem koszty robią się za duże"

Weszliśmy w głąb kopalni. Samego zwiedzania nie będę Wam opisywał, a zdjęć nie ma, bo chcieli za to dodatkową dychę, więc zobaczycie tylko to co na lewo nam się udało pstryknąć kiedy przewodnik nie patrzył. Ściany rzeczywiście były słone i było coraz zimniej w miarę wchodzenia głębiej do wnętrza kopalni. Było tam mnóstwo rzeźb z soli, modele maszyn, które kiedyś tam pracowały, a nawet pokazy wyświetlane na ścianach.


Długo nam zajęło zwiedzenie całej trasy turystycznej. Mieliśmy oczywiście przerwy, ale tym razem już nikt z nas nie był przezorny i nie wzięliśmy ze sobą nic do jedzenia. Jak człowiek tak idzie i idzie to się robi strasznie głodny.
I już się uśmiecha na myśl o tym co zje po wyjściu z kopalni.
Okazało się jednak, że w cenie biletu jest jeszcze zwiedzanie muzeum mieszczącego się pod ziemią. Zapłaciliśmy już za to, więc uznaliśmy, że trzeba wykorzystać bilet do końca. Dlatego wpadliśmy na pomysł zjedzenia obiadu w restauracji mieszczącej się w kopalni. Cwaniaki tym zarządzają, bo restauracja mieści się na trasie prowadzącej do wyjścia, więc trzeba przez nią przejść. Człowiek, po takim zwiedzaniu, jest wygłodniały jak wilk i zapachy unoszące się tam naprawdę na niego działają. Nieźle to pomyślane. Przyznam, że ceny nie są powalające. Spodziewałem się znacznie wyższych. Jedzenie dobre, a frytki wyglądają tak:

Po bardzo obfitym objedzie poszliśmy do muzeum. Pani przewodnik już nie była tak fajna i nie rzucała śmiesznymi tekstami. Oprowadzała tak szybko jakby się na autobus po robocie spieszyła. Co gorsza w muzeum było jeszcze zimniej, a ja dalej byłem w koszulce i krótkich spodniach. Kolejnym plusem dla ludzi, którzy nie lubią wydawać kasy, a jednak chcieliby mieć pamiątkę z Wieliczki są takie automaty do robienia zdjęć. Robią one fotkę i wysyłają na podanego przez nas maila.
Tak one wyglądają. Całkiem fajna pamiątka i za darmo :)
Po skończonym zwiedzaniu wyjechaliśmy windą na powierzchnię i znaleźliśmy się w zupełnie innym miejscu niż to, w którym zaczynaliśmy. Było dosyć blisko na rynek w Wieliczce, więc się tam udaliśmy i napotkaliśmy fajny malunek w 3D wykonany na chodniku.
Zjedliśmy lody (świderki są droższe niż w Krakowie!!!) i wróciliśmy do domu. Mieliśmy jeszcze iść na koncert Budki Suflera, ale był za późno i moglibyśmy mieć potem problem z powrotem do hostelu. 
Tak zakończył się dzień trzeci. Relacja z czwartego, przedostatniego, wkrótce. Zapraszam do czytania i zapamiętajcie tak na przyszłość, że faceci nie lubią, gdy robi im się zdjęcia w trakcie posiłku, co zresztą widać po minie tego jegomościa:
Pozdrawiam gorąco,

Nie zapomnijcie o możliwości zakupu mojej książki: http://www.goneta.net/przywrocony-swit-zmierzchu
I bądźcie na bieżąco śledząc ten profil na Facebooku: https://www.facebook.com/Przywrocony

Kamil Bednarek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podyskutujmy w komentarzach!