Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

12/27/2017

Życie boli #35 - Uderzenie dorosłości

Szanowni Czytelnicy,
zapewne większość z Was pamięta elementy swojego dzieciństwa, jakieś wspomnienia, pojedyncze wydarzenia, plany, pomysły na życie. Jestem również przekonany, że większość z Was często myślała lub mówiła głośno: "chciałbym być już dorosły". Najciekawsze jest to, że dopiero dorastając i otrzymując to potężne uderzenie dorosłości prosto w twarz zdajemy sobie sprawę jak bardzo nasze dziecięce życzenie było głupie.

Na początek trzeba się zastanowić kiedy zaczyna się dorosłość. Jeśli zapytacie jakiegoś nastolatka to usłyszycie, że on już od dawna jest dorosły i może robić co tylko zechce. Wszyscy już wiem, że w rzeczywistości wygląda to inaczej. W zupełniej teorii dorosłość osiągamy kiedy kończymy osiemnaście lat. Kończąc osiemnasty rok życia najczęściej się uczymy, mieszkamy z rodzicami, więc tak naprawdę z dorosłym życiem styczności mamy niewiele. Owszem, jesteśmy już pełnoletni, co oznacza, że możemy się legalnie nawalić albo zdać prawo jazdy, ale do dorosłości jeszcze daleko. To w takim razie kiedy?

Po części za taki moment można uznać studia. No bo już na wywiadówki nie chodzi mamusia, często mieszkamy sami, musimy sobie sami zorganizować posiłek (jeśli braknie tego co przywieźliśmy z domu), zapłacić rachunki, posprzątać (jeśli jest już naprawdę brudno), niekiedy iść do jakiejś pracy. Jednak ja nie jestem przekonany do takiego postawienia sprawy. No bo jednak studia, jakie by nie były, nie wymagają od nas aż takiej wielkiej dyscypliny. Wszyscy wiemy, albo słyszeliśmy, jak studia wyglądają. Mimo strasznych opowieści o sesji niszczącej światy czy zajęciach od rana do nocy jest to również czas rozrywki. Przecież czas największych imprez, wypadów na miasto kończących się po dwóch dniach, zaliczania (nie tylko przedmiotów na studiach) czy robienia najgłupszych rzeczy w życiu. Zatem czas studiów to jeszcze nie ten moment, więc kiedy?

Kiedy idziemy na swoje. Dokładnie tak, wtedy uderza nas dorosłość. Wstajemy rano i musimy sami wszystko ogarnąć przed wyjściem do pracy. Jeśli nie zrobiliśmy zakupów dzień wcześniej to nie mamy nic na śniadanie. A do pracy iść musimy, bo inaczej nie będziemy mieli na ta zakupy. A oprócz zakupów trzeba opłacić rachunki, a wypłata akurat na styk. Wracamy po pracy styrani jak nieboskie stworzenia, a obiadu nie ma, w mieszkaniu nieposprzątane, czystych rzeczy brak, bo zapomnieliśmy włączyć prania i musimy jeszcze zrobić masę rzeczy, a jedyne o czym marzymy to podusia i łóżeczko. Wtedy, siadając w fotelu, z którego uprzednio zrzuciliśmy stertę brudnych ubrań, załamujemy ręce i uświadamiamy sobie, że dzieciństwo było dużo lepsze.

Czy jako dziecko obchodziło nas w jaki sposób nasze brudne ciuszki robią się z powrotem czyste albo skąd rodzice mają na to wszystko co nas otacza? Może i się zastanawiamy, ale aż tak bardzo to nas nie obchodzi. Możemy się cieszyć beztroskim życiem, a nie zamartwiać jak ogarnąć to wszystko co nazywamy życiem. Jednak wszystko ma swoje plusy i minusy, o czym już po raz któryś wspominam. Jeśli chodzi o dorosłość to poza wszystkimi minusami, które wymieniłem wyżej, ma ona też jeden, ale zasadniczy plus. Niezależność. Oznacza to tyle, że jeśli nie chcemy sprzątać to nie musimy tego robić i nikt nie będzie nam marudził przez pół dnia, że ciągle tylko gramy w ten komputer a sprzątać to nie ma komu. No chyba, że będziemy mieć żonę, wtedy marudzenie może powrócić, ale to już opowieść na zupełnie inną okazję.
Kamil Bednarek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podyskutujmy w komentarzach!