Ah, te święta!
Święta, święta i po świętach.
Było Halloween, było Wszystkich Świętych, były Zaduszki i od jutra do roboty.
Tak cholernie nie mam weny, że napiszę po prostu to co widziałem i czego doświadczyłem
przez te trzy dni. W Polsce nawet w takich rzeczach można zauważyć absurd. Może
dzięki temu tekstowi uśmiechniecie się albo wstrząśnie Wami wściekłość, albo
chociaż nie będziecie ziewać czytając.
Zacznijmy od Halloween. Święto to
pochodzi z Wielkiej Brytanii i z USA (czyli de facto z Wielkiej Brytanii) i
polega na przebieraniu się w śmieszno - straszne stroje i chodzeniu po domach,
przy okazji zbierając obrzydliwą ilość słodyczy. W Polsce z tym chodzeniem po
domach nie za bardzo wyszło, bo nawet teraz w trakcie swojskich Ostatków już
się nie spotyka tych gromad dzieciaków biegających po domach (w sumie od święta
to tylko ksiądz po kolędzie przychodzi i domaga się jakiegoś podarku). Zamiast
chodzić po domach obcych ludzi, Polacy chodzą po domach znajomych i tam imprezują.
Czy to są jakieś kinderbale, czy domówki dla młodzieży czy nawet dla zupełnie
dorosłych, ludzie zbierają się i się bawią. Co w tym złego? No ja nie wiem,
choć sam za imprezami nie przepadam. Jest jednak ktoś kto wie co w tym złego.
Otóż środowiska katolickie mówią, że świętowanie Halloween prowadzi do
satanizmu. Niemalże wypowiadają wojnę wszystkim przebranym za zombie, wampiry,
duchy, budki telefoniczne, zegarki, dynie, batmanów, hulków, koty, psy i
wielbłądy. Robią swoją inicjatywę Holy Wins, gdzie przebierają się za świętych.
No i bardzo dobrze, że się przebierają, ale po co ta niechęć do drugiej strony?
Niech jedni przebiorą się za zombie, a drudzy za papieża i niech się bawią.
Chyba po to jest ten dzień, ale może się nie znam.
Wszystkich Świętych. Lubię ten
dzień. Naprawdę jest co pooglądać na cmentarzu. Jest też taki całkiem fajny
socjologiczny problem, ale do tego przejdziemy później. Zacznijmy od korków.
Korki w ten dzień są wszędzie. Na drodze i parkingu do małego, wiejskiego cmentarza
zazwyczaj posilają się kury, ale tego dnia nie ma jak przejechać, nie ma gdzie
zaparkować. Nie mówię już o większych cmentarzach w miastach. Tam to jest
dopiero Sajgon. U mnie sytuacja wygląda tak, że od jednego cmentarza do drugiego
jest tylko mała droga i parking. Co roku robię sobie taki spacer między cmentarzami
i przyglądam się tym wszystkim próbującym zaparkować ludziom. Ta wściekłość na
ich twarzach. Rozumiem ludzi, którzy przyjechali na groby bliskich z daleka,
ale są też tacy, którzy mają do cmentarza rzut kamieniem, ale mimo to wsiadają
w swoją Skodę i jadą. Po co? Chcą pokazać, że mają? Nie wiem. Teraz przejdźmy w
stronę wejścia na cmentarz. Tam przedzieramy się przez miliony zniczy, kwiatów,
stroików i wszystkiego innego, na co idą miliony złotych każdego roku. Co
ciekawe kiedy idziecie na cmentarz znicz kosztuje 30 zł, a kiedy z niego
wracacie 17zł. Ładna różnica. Docieramy do bramy, a tam popcorn, hot dogi i
wata cukrowa. Taaak. No cóż, ludzie głodnieją na cmentarzu (tak to sobie można
wytłumaczyć), ale baloniki? Co to ma wspólnego? Balonik w kształcie nagrobka?
Mniejsza z tym, liczy się tylko kasa przecież. Najgorsza z tego całego jedzenia
jest wata cukrowa. Dzieciaki, które sięgają mi mniej więcej do pasa, łażą z
tymi białymi, lepkimi kulami w tłumie ludzi. To jest dobre rozwiązanie, bo
puszczasz takiego gnojka z watą przodem i lecisz za nim. Nikt cię nie będzie
trącał, popychał, bo wszyscy się usuną z drogi. Ale jeśli ktoś się nie usunie
to się uwali watą. To jeszcze nic, ale spaliny, kurz, brud z nagrobków, ludzie
obijający się o to i ten mały, uśmiechnięty dzieciak wcinający to dziadostwo. A
rodzice się cieszą, że nie zawraca im głowy i nie marudzi. Kiedy już dotrzemy
na grób zobaczymy tam wielkie donice kwiatów, które zniszczą pierwsze
przymrozki. Drogie kwiaty cięte, które również niedługo padną. Znicze, mnóstwo
zniczy, bardzo dużo zniczy, w cholerę zniczy. I dobrze, nie mam nic przeciwko
temu, ale za to drażni mnie to, że ludzie robią to na pokaz raz do roku. Znam
rodziny, które mają kasę, a przychodzą na grób raz do roku, napierniczą tam
tego wszystkiego żeby ludzie widzieli i zwijają się do domu. To jest straszne. Nie
mówię żeby codziennie palił się znicz i codziennie były nowe kwiaty, nie
przesadzajmy też, ale o przodkach należy pamiętać częściej niż raz w roku i
pamiętać o szacunku, a nie o chęci pokazania się. No i wreszcie ten
socjologiczny problem, o którym pisałem na początku. Rodziny spotykają się nad
grobami. Nie mają czasu w inne dni, w inne święta, bo każdy spędza je w jakimś
swoim gronie i nagle przychodzi 1. Listopada i: „O matko, jak my się dawno nie
widzieliśmy! Co tam u was? Musimy się spotkać, zdzwonimy się koniecznie!”.
Potem rodziny się rozchodzą i pojawiają się zasadnicze wątpliwości: „Kto to, do
cholery, był?” ; „Chyba nie mam jej numeru”. Mogą być też gorsze, jak: „Ale
przytyła! A te dzieci jakie brzydkie” ; „Taki mały ten znicz…, stać go na
większe, skąpiradło” ; „Dobrze, że w ogóle się jaśniepan pojawił, dla rodziny
to już czasu nie ma”. To są oryginalne teksty, zasłyszane na cmentarzu. Dziwni
są ludzie jednak.
Zaduszki to święto, które tak
naprawdę nie jest świętem. W tym dniu, według tradycji z mojego domu” jeszcze
raz odwiedzamy groby bliskich. Zapalamy znicze również dalszym znajomym, którym
nie zdążyliśmy zapalić dzień wcześniej. Jednak niektórzy ludzie wyznaczają sobie
ambitne plany zobaczenia: „czy Nowaki ładnie grób w tym roku ubrali”. Plotki,
ocenianie innych, dogryzanie sobie, to jest to co Polacy lubią. Niektórzy
potrafią przejechać wiele kilometrów żeby połazić po cmentarzach i po prostu
oglądać. Moim zdaniem nie jest to miejsce do podziwiania. Niech sobie idą do
galerii czy muzeum.
Podsumowując to wszystko co miało
miejsce w ostatnich dniach powiem tylko, że lubię ten długi weekend. Właśnie ze
względu na to, że mam się czego czepiać. Gdyby nie było Wszystkich Świętych, to
Wy byście nie dostali tego tekstu. Brak weny czasem gryzie bardziej niż może
się wydawać.
Kamil Bednarek
Kupujcie "Przywróconego" : goneta.net/Przywrócony
ludzie są zapracowani i nie mają czasu, ani okazji aby się spotkać. dobrze, że jest takie święto przynajmniej raz w roku gdzie cała rodzina może się spotkać przy nagrobku dziadka/pradziadka i trochę poplotkować. a co do obgadywania sąsiada albo kogoś z rodziny, to przecież o czymś trzeba rozmawiać.. pożartować.. nic w tym złego. a jeśli chodzi o to, że kościół potępia halloween to też nie ma w tym nic złego, zachłysnęliśmy się modą zza oceanu, zamiast dbać o własną tradycję, a holy win czy jak to się tam nazywało :P jest krokiem na przeciw aby te dwie kultury jakoś połączyć, a nie zostawać w tyle z samym krytykowaniem. pozdrawiam, czytelnik.
OdpowiedzUsuńKażdy ma swoje zdanie na ten temat. Dzięki, że podzieliłeś się własną opinią. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń