Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

7/13/2015

Opowiadanie #9 - "Bo nic nie pozostało" cz. 2

 Drodzy czytelnicy,
druga część opowiadania. Wybaczcie to polsatowskie cięcie na końcu, ale tak ma być, dla lepszej dramaturgii. Zapraszam do czytania.

Poprzednie części:
"Bo nic nie pozostało" cz.1

Bo nic nie pozostało cz. 2



                Czarna furgonetka zatrzymała się w okolicach stacji kolejowej. Oddział zaparkował w niewielkim, ale za to bardzo zaśmieconym, lasku porastającym okolice stacji. Sama stacja wyglądała jak ruina. Ściany budynku były popękane i dziurawe. Wewnątrz oprócz śmieci i szczurów nie było nic. Jeśli ktoś chciał zaczekać na pociąg to pozostawała mu tylko mała wiata przy samym torowisku. Pociągi nieczęsto zatrzymywały się w tym mieście, niestety przez jakość torów musiały bardzo zwalniać, szczególnie w jednym miejscu. Policjanci wiedzieli, że kiedy pociąg będzie w tym miejscu, nastąpi atak. Lata doświadczenia podpowiadały im takie rozwiązanie.
- To jeden snajper tutaj, drugi po przeciwnej stronie - Stevens wydał krótki rozkaz. - Reszta ze mną.
Ying zniknął w lasku wraz ze swoim karabinem. Less pobiegł przez tory na własną pozycje. Pozostała piątka cichcem przemknęła w pobliże budynku. Stevens rozstawił ludzi w okolicy i pozostało tylko czekać. Zasadzka była dobrze zaplanowana i mieli spore szanse na zaskoczenie przestępców. Dzień był deszczowy i bardzo duszny. Ciężkie chmury przetaczały się po niebie co chwila wyrzucając z siebie rzęsiste opady. Szelest wody pozwalał policjantom jeszcze lepiej ukryć swoją obecność. Po niespełna godzinie nadjechały samochody. Wokół budynku zrobiło się głośno. Około 30 bandziorów wyskoczyło ze swoich zdezelowanych samochodów. Rozbiegli się po terenie, nawet nie sprawdzając czy jest bezpiecznie. Dosłownie kilka minut później zza zakrętu wyłoniły się światła lokomotywy. Monotonny dźwięk kół przesuwających się po torach nasilał się. Przestępcy czekali tylko aż pociąg zwolni, policjanci słyszeli ich podniecone dyszenie. Wreszcie lokomotywa dotoczyła się do newralgicznego miejsca i atak rozpoczął się. Wszyscy jednocześnie skoczyli na lokomotywę. Huk wystrzałów przerwał ciszę. Stevens wystrzelił czerwoną racę w powietrze i policjanci rozpoczęli szturm. Kilku zbirów padło od kul snajperów.
- Kurwa! Co jest?! - krzyknął Kirk. - Co tak wolno strzelają?!
- Widzę strzały tylko ze strony Yinga! - Jess wskazał ręką w stronę lasku. - A co z moim bratem?
- Może ma problemy z bronią - rzucił Stevens. - Nie ma czasu na pierdolenie!
Skoczyli na gromadę napastników. Kirk i Jess wpadli między nich z nożami i rozprawili się z kilkoma. Stevens strzelał z rewolweru bardzo celnie, ale nie przeciwników było zbyt wielu, a nie chciał trafić swoich, którzy walczyli w tłumie. Reszta oddziału radziła sobie całkiem nieźle, ale przewaga liczebna dawała się we znaki. Woods był w swoim żywiole, mogąc łamać szczęki w walce wręcz. Rozrzucał przeciwników na boki, tak że nie mogli go trafić. W ferworze walki nie zauważyli, że brakuje wybuchów, które miał zorganizować Marshall. Częścią planu było to żeby wysadzać samochody, którymi przyjechali bandyci. Stevens uznał, że to nie pozwoli im uciec i zdezorganizuje ich, ale wybuchów nie było, samochody stały tam gdzie je pozostawiono. Nagle Kirk wybiegł z tłumu zbirów, złapał Stevensa za rękaw i pociągnął za sobą w stronę budynku kolejowego. Fala ognia, która niepodziewanie pojawiła się za nimi, rzuciła ich na ziemię.
- Co do…
- Jess nie dał rady i wyjął granat - Kirk uderzył pięścią w ziemię. - Jebany granat!
- Brat też nie odpowiada… - Stevens ponownie spojrzał na krótkofalówkę. - Czyli dwóch nie ma. Co z resztą?
- Marshall nie odpowiada, wybuchów nie widać. Woods walczy po drugiej stronie pociągu. Ying nadal strzela, ale chyba nie ma najlepszej pozycji.
- Chuj z tym - wystrzelił kolejną racę.
- A pociąg? - Kirk zdziwił się.
- We czterech chcesz go bronić? - Stevens zerwał się na równe nogi. - Zajebią nas jak psy! Widzisz, kolejni podjeżdżają! Nie damy rady, trzeba rozwiązać ten oddział…
Woods zauważył czerwoną łunę na niebie i zaczął się wycofywać. Poczuł piekący ból pod lewą łopatką. Odwrócił się i łokciem złamał szczękę jednemu z bandytów, niestety nóż zbira pozostał w ciele policjanta. Czarnoskóry były bokser ruszył w stronę samochodu szybszym krokiem. Nie była to jego pierwsza rana, ale poczuł się jakoś wyjątkowo słabo. Ledwo dobiegł do furgonetki, w której na szczęście czekał już Ying. Stevens i Kirk po chwili do nich dołączyli.
- Spierdalamy! - rzucił dowódca.

Ying odpalił samochód i wyrwali się ze stacji kolejowej. Pociąg z niezwykle wartościowym ładunkiem przepadł. Oni stracili trzech kompanów, Stevens przez całą drogę nawet nie podniósł wzroku.
Na komisariacie lekarze opatrywali Woodsa, który dostał nożem. Jego serce zostało delikatnie przerysowane ostrzem, ale nic poważnego mu się nie stało.
- Serce z kamienia, haha - zaśmiał się Woods, ale za chwilę jego śmiech przerwał kaszel.
- Rozwiązuję oddział - Stevens stwierdził z kamienną powagą w głosie.
- Dlaczego? - Ying zapytał zaskoczony.
- Zostało nas czterech, ich są setki. Nie damy rady.
- Poddajesz się? Ty? - Kirk wstał z krzesła.
- Nie zawsze można wygrywać…
- Ale można zginąć próbując - przerwał mu młody mężczyzna, który stanął w drzwiach komisariatu.


Kamil Bednarek
Czytajcie "Przywróconego" (Goneta.net/Przywrócony_Świt_Zmierzchu)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podyskutujmy w komentarzach!