Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

7/12/2017

Życie boli #16 - Szczęście? - w oparciu o "Fight Club"

Szanowni Czytelnicy,
poszukiwałem inspiracji do tekstu, który właśnie czytacie i z pomocą przyszły mi dwa czynniki. Pierwszym była rozmowa z moim dobrym kolegą z siłowni, którego pozdrawiam serdecznie, bo wiem, że czyta. Drugim był film "Fight Club", który uwielbiam. Tyler Durden, czyli jeden z, powiedzmy, dwóch głównych bohaterów filmu tłumaczonego w Polsce jako "Podziemny krąg" powiedział w jednej ze scen: "Jesteśmy niewolnikami w białych kołnierzykach. Reklamy zmuszają nas do pogoni za samochodami i ciuchami. Wykonujemy prace, których nienawidzimy, aby kupić niepotrzebne nam gówno. Jesteśmy średnimi dziećmi historii. Nie mamy celu ani miejsca. Nie mamy Wielkiej Wojny, ani Wielkiego Kryzysu. Naszą Wielką Wojną jest wojna duchowa. Nasz Wielki Kryzys to całe nasze życie. Zostaliśmy wychowani w duchu telewizji, wierząc, że pewnego dnia będziemy milionerami, bogami ekranu. Ale tak się nie stanie. Powoli to sobie uświadamiamy.
I jesteśmy bardzo, bardzo wkurzeni."

Jest to rozwinięcie myśli, którą często posługiwał się autor książki "Fight Club" Chuck Palahniuk, czyli "kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy, za pieniądze, których nie mamy, żeby zaimponować ludziom, których nie lubimy". 


Dlaczego te dwie myśli rozpoczęły mój tekst o szczęściu, zapytacie? Otóż dlatego, że w dzisiejszych czasach coraz więcej osób rozumie szczęście tylko jako posiadanie olbrzymich dóbr materialnych. Wmawia się nam od najmłodszych lat, że musimy pracować najciężej jak się da, żeby zarabiać jak najwięcej, że musimy piąć się po szczeblach kariery żeby być kimś. Dzieciaki nie mogą robić tego co chcą, bo rodzice nakładają na nie presję wykonywania "prestiżowego zawodu". Tłuką tym dzieciom do głów, że bycie lekarzem, prawnikiem czy prezesem będzie ich czyniło lepszym człowiekiem. Zanika przez to idea humanizmu, rozwoju człowieka w wielu dziedzinach. Nie można przecież robić wielu rzeczy na raz, bo wtedy nie zostanie się mistrzem w tej jednej wybranej dziedzinie i straci się szansę na zwycięstwo w wyścigu szczurów. Takie rozwiązanie sprawia, że każdego roku na rynek pracy trafiają setki absolwentów na przykład zarządzania, a nie ma czym zarządzać. Gdzie kończą ci ludzie? W korporacji, w której wykonują pracę, która ich męczy, wysysa z nich energię. Czy są szczęśliwi nawet zarabiając godziwe pieniądze? No raczej nie.

Są ludzie, którzy pracują w każdej wolnej chwili, żeby mieć potem za co korzystać z życia. Jednak nie biorą pod uwagę tego, że lata pracy w każdej wolnej chwili doprowadzą do tego, że nie będą mieli kiedy z tego życia skorzystać, a nawet jak znajdą czas to prawdopodobnie nie pozwoli na to zdrowie. Najbardziej zaskakuje mnie postawa ludzi w moim wieku, którzy zamiast czerpać z młodości wolą spędzać całe dnie w pogoni za złotówkami.

Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że  dla każdego szczęście oznacza zupełnie co innego i niektórzy odnajdują się w wyścigu szczurów doskonale. Tacy na pewno też się zdarzają i ja tego absolutnie nie krytykuję. Krytykuję jednak postawę ludzi, którzy z uszczęśliwiania innych uczynili swój zawód. Mowa oczywiście o wszystkich coachach mentalnych czy jak oni się tam jeszcze nie nazywają. Ci, z kolei, wpajają swoim klientom, że tylko ciągły rozwój może ich doprowadzić do szczęścia. Twierdzą oni, że człowiek musi wychodzić ze swojej strefy komfortu żeby osiągać wyznaczone sobie cele, że człowiek nie może zostać na dłużej w miejscu, bo się zacznie cofać, że człowiek powinien zostawić swoje dawne, nieudane, życie za sobą i ruszyć ze zmianami, które sprawią, że będzie milionerem, zwycięzcą, itd. Tacy "trenerzy" robią grubą kasę na ludziach, którym nikt nie uświadomił, że nie ma jednolitego przepisu na osiągnięcie szczęścia. Nikt im nie wytłumaczył, że nie muszą iść za modą i zacząć się nagle rozwijać, że mogą sobie być w tym samym miejscu ile czasu zechcą, jeśli sprawia im to radość.  Oczywiście zdaję sobie sprawę z drugiej strony medalu, czyli z tego, że są ludzie, którym trzeba pokazać wszystko krok po kroku, bo sami na to nie wpadną. Jednak myślę, że nie jest to większość.

Takie czynniki środowiskowe, taka presja na osiągnięcie sukcesu, takie podążanie za tłumem prowadzi do daleko idącej sprzeczności. Otóż wszyscy mówią o tym by do szczęścia dążyć, a nikt tego tak do końca nie robi. Jasne, można powiedzieć, że to wina świata w jakim żyjemy i musimy balansować między tym co konieczne a tym co daje nam radość. Świetnie jeśli ten balans naprawdę istnieje, ale gorzej jeśli to co konieczne przeważa.

Zapytacie zatem jaki jest złoty środek? A skąd ja mam wiedzieć? Dla każdego będzie to co innego. Mogę Wam opowiedzieć jedynie jak to wygląda u mnie. Ja staram się ustawić swój dzień tak żebym zrobił i coś co jest konieczne i coś co sprawia mi radość. Bardzo rzadko jest tak żebym przez cały dzień skupiał się na jednej rzeczy. Rozwijam kilka pasji jednocześnie i nie mam zamiaru rezygnować z żadnej z nich żeby skupić się na jednej i biec w wyścigu niezbyt przyjemnych gryzoni. Nie narzucam na siebie presji bycia najlepszym. Owszem, jestem ambitny, ale nie w każdej dziedzinie i dużo bardziej cenię sobie święty spokój niż gonienie za osiągami. Kontakt ze sztuką, z przyrodą, czas na przemyślenia, robienie tego co lubię, to są aktywności, które dają mi radość. Jednak mam złą wiadomość, dla tych, którzy pomyśleli, że szczęście to coś trwałego. Otóż nie, jak mawia Tadeusz Sznuk. Raz się jest szczęśliwym, a raz czegoś do szczęścia brakuje i w zasadzie nic się na to nie poradzi, ale próbować warto.
Kamil Bednarek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podyskutujmy w komentarzach!