Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

1/31/2018

Ludzie z pasją #1 - Miłość do podróży cz. 2

Szanowni Czytelnicy,
przed Wami zapowiadania tydzień temu druga część rozmowy z Kamilem i Mają na temat ich wspaniałej podróżniczej pasji. Zapraszam gorąco!

Ludzie z pasją #1 - Miłość do podróży cz. 1



11. Wiem, że przy okazji jednej z wypraw podziałaliście również charytatywnie. Myślę, że Czytelnicy chętnie dowiedzą się o tej akcji czegoś  więcej i może w następnej Was wspomogą.

W ostatnią podróż wybraliśmy się do Kenii oraz Tanzanii. Pół roku temu trafiliśmy tanie bilety i bez zastanowienia je kupiliśmy. Później przy przygotowaniach trasy i wszystkich szczegółów raz po raz natrafialiśmy na artykuły o pomocy dla Afryki, a w szczególności dla dzieci. Wystarczyło, że na siebie w pewnym momencie spojrzeliśmy i już wiedzieliśmy, że też możemy chociaż trochę pomóc. Stwierdziliśmy, że nie będziemy zabierać stąd ani ubrań, ani jedzenia bo jest to za ciężkie, a jedzenie może się popsuć podczas długiej drogi. Znaleźliśmy artykuł o braku podstawowych przyborów dla dzieci w „szkołach”. I już wiedzieliśmy co zabierzemy. Sami kupiliśmy część rzeczy, ale nie było tego jakoś bardzo dużo. Niestety na więcej nie byliśmy w stanie sobie pozwolić. Postanowiliśmy napisać post na Facebooku, a reakcje ludzi przerosły nasze najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewaliśmy się, aż tak dużego odzewu. Zebraliśmy cały jeden duży 65 litrowy plecak różnorakich przyborów. Począwszy od kredy, po ołówki, długopisy, zeszyty, kalkulatory, gumki, mazaki, plasteliny, bloki kolorowe itd. Ledwo co trzymałem to wszystko na plecach. Byliśmy tak miło zaskoczeni, że aż brakowało nam słów. Już w Kenii postanowiliśmy znaleźć wioskę, w której będzie szkoła w której dzieci potrzebowały tych rzeczy najbardziej. Nie było to łatwe, gdyż akurat w tym okresie gdy my byliśmy, dzieci miały wakacje. Okazja nadarzyła się nad j. Bogoria, gdy po wieczorze spędzonym z miejscowymi ludźmi opowiedzieliśmy o naszym planie. Jeden z mieszkańców zaoferował pomoc w zorganizowaniu wszystkiego, gdyż jego przyjaciel był nauczycielem. I tym sposobem przywitała nas grupka około 40 dzieci ubranych w mundurki szkolne, wyśpiewujących piękne piosenki na powitanie. Radość na ich twarzach nie znikała. Jeszcze bardziej zadowolony był nauczyciel, który dostał kredę. Jak powiedział, już bardzo dawno nie miał jak nauczać, gdyż nie było ich stać na kredę do tablicy. Zrobiliśmy tak niewiele, a dla nich było to coś ogromnego. Byli nam dozgonnie wdzięczni. Warto pomagać w każdej postaci. My dostaliśmy od życia tyle pozytywnych momentów, że chcemy to przekazywać dalej. Dobro zawsze wraca.

Dzieciaki i nauczyciele, którym przekazaliśmy artykuły szkolne niedaleko j. Bogoria w Kenii


12. Jak do Was odnosili się mieszkańcy krajów, które odwiedzaliście?

Bardzo różnie. Najmniej przyjemnie było w Kenii. Trochę lepiej w Tanzanii, ale mimo to czuliśmy się bardzo nieswojo. Uważa się, że to biali są rasistami, ale rasizm tak naprawdę jest w stosunku do białego w Afryce. Jeszcze nigdzie nie czuliśmy się tak wytykani palcami jak tam. Muzungu (białas) można było słychać na każdym kroku. To tak jakby szedł czarny po głównej ulicy miasta i wszyscy wkoło by go wytykali palcami i krzyczeli „ooo czarnuch idzie patrzcie” i śmiech do tego. Bardzo niekulturalne i wkurzające. Później dowiedzieliśmy się jakie jest określenie dla czarnego i od tego momentu, gdy ktoś do nas powiedział Muzungu, to my w odwecie Mbongo (czarnuch). Dziwili się, że znamy to określenie i był spokój. Jeżeli chodzi o inne kraje, które odwiedziliśmy, to wszędzie było bardzo sympatycznie i nie było dla nas jakiegoś innego określenia. Nikt nas nie wytykał palcami ani nie obrażał. Nie zrozumcie tego też w ten sposób, że w Kenii, czy Tanzanii wszyscy  są niemili. Można by powiedzieć, że około 60% cię wytyka palcami, a reszta jest nastawiona bardzo bardzo pozytywnie. Przeważnie było tak, że ludzie których spotykaliśmy byli bardzo przyjaźni i pozytywni. Mimo tego, jak wiele złego słucha się o obecnym świecie zawsze trafiamy na osoby, które chętnie oferują nam swoją bezinteresowną pomoc. Są bardzo ciekawi skąd przyjechaliśmy, chętnie słuchają o Polsce i o naszej kulturze. Często są tak zainteresowani naszym krajem, że obiecują nam, że kiedyś go odwiedzą.

Market na kółkach w Wietnamie.
13. Teraz czas na jedzenie. Dla wielu ludzi głównym aspektem podróżowania jest próbowanie miejscowych potraw. Opowiedzcie nam co najdziwniejszego i najsmaczniejszego zdarzyło Wam się jeść.

O tak. Jedzenie to jest to na co zawsze czekamy. Zawsze musimy spróbować lokalnych potraw. Nie raz kończy się to dla nas źle i musimy brać dodatkową noc w hotelu, no ale cóż ryzyk fizyk. Najdziwniejszą rzecz jaką kiedykolwiek jedliśmy to był tzw. balot, czyli jajko ugotowane wraz z zarodkiem w środku. Były różne do wyboru: 12, 14, 16 tygodniowe zarodki. Nam udało się zjeść tego pośrodku. Widok nie był przyjemny, a sam smak to jakby jajko z mięsem. Nie obyło się bez przekleństw i dziwnych min, ale jakoś zjedliśmy. Potem nam to zasmakowało, tym bardziej, że posiada ciekawe właściwości ;D Najsmaczniejszą potrawą był o dziwo kebab. Od chwili jego zjedzenia wiemy, że kebaby w Polsce to podróby. Ten z Tel Awiwu był wyjątkowy. Nie da się tego smaku opisać słowami. Ogólnie cała kuchnia na bliskim wschodzie jest jedną z najlepszych jaką próbowaliśmy. W Jordanii piliśmy wyśmienite koktajle owocowe. Razem jesteśmy zdania, że po to, aby jeszcze raz ich spróbować wybralibyśmy się tam znowu. Na deser z Malty przywieźliśmy do Polski opuncję figową. Wyszła z niej przepyszna naleweczka.

Owocki na targu w Wietnamie
14.  Takie podróże na pewno niosą ze sobą różne zagrożenia, ale przede wszystkim trzeba uważać na zdrowie. Mieliście jakieś problemy z tropikalnymi chorobami w trakcie wypraw albo po powrocie do kraju?

K: Niestety tak. Za każdym razem po opuszczeniu Europy zaczynały się problemy żołądkowe. Myślimy, że ma to związek ze zmianą flory bakteryjnej. Lecąc do Azji nie szczepiliśmy się na nic, chociaż było dużo zalecanych szczepień. Nie braliśmy również żadnych leków antymalarycznych. W Wietnamie zaczęły się kłopoty ze zdrowiem, a najgorzej przechodziła to Maja. Do końca naszej wyprawy miała co jakiś czas gorączkę oraz inne problemy zdrowotne. Po powrocie do Polski trafiła na ponad tydzień do szpitala totalnie wycieńczona. Było naprawdę bardzo źle. Na szczęście po podaniu wielu kroplówek doszła do siebie, jednak do dziś nie wiemy jaka była tego wszystkiego przyczyna. Lekarze stwierdzili, że najprawdopodobniej przeszła którąś z azjatyckich infekcji, a gdy przyleciała z tym do Polski to zmiana klimatu spowodowała nasilenie się wszystkich objawów. Mi o dziwo nic nie było. Dlatego też do kolejnej wyprawy postanowiliśmy się lepiej przygotować. Tak w sumie myśleliśmy. Zaszczepiliśmy się na wszystkie zalecane choroby, kupiliśmy leki antymalaryczne. Jednak już same szczepionki przyniosły osłabienie naszej odporności i ponad tydzień leżeliśmy w łóżku, ja dodatkowo dostałem zapalenia oskrzeli. Wszystko na szczęście przeszło. W Afryce Kamila nie ominęły problemy żołądkowe i to czasami bardzo długotrwałe. Maja po powrocie znowu zaczęła mieć problemy. Ból głowy, brzucha, ogólne osłabienie, wymioty, nudności. Ogólnie wszystko co najgorsze. Od razu wizyta w szpitalu chorób tropikalnych i znowu tygodniowa przerwa na dostarczanie kroplówek. Tym razem okazało się jeszcze coś w sumie gorszego. Lek, który miał ochronić przed malarią doprowadził do podrażnienia trzustki. Teraz już sami nie wiemy co zrobimy podczas kolejnego wyjazdu. Myślimy jednak, że mniej inwazyjna jest infekcja niż podrażnienie tak ważnego narządu jakim jest trzustka. Teraz wiemy dlaczego jest tylu przeciwników szczepień i brania leków jak i ich zwolenników. 
 
Uwaga miny! Czyli przejście graniczne z Jordanią
15.  Udało Wam się zawrzeć jakieś przyjaźnie, poważniejsze znajomości z mieszkańcami krajów, które odwiedziliście?

Przyjaźnie to może za dużo powiedziane, ale śmiało możemy powiedzieć, że z bardzo dużą liczbą osób mamy kontakt do tej pory. Za każdym razem zapraszamy ich także do odwiedzenia Polski. Ze znajomymi z Rumunii spotkaliśmy się w Anglii, gdyż wyjechali tam za pracą i gdy dowiedzieli się że jedziemy w tamte rejony to od razu zaproponowali żebyśmy się spotkali. Jest to bardzo miłe uczucie.

Pocałunki z żyrafami w Kenii
16.  Nie mogę nie zapytać o kontakt z egzotycznymi zwierzętami, które większość z nas widziała tylko w telewizji albo w zoo. Mieliście szansę pobawić się z jakimiś niespotykanymi u nas zwierzakami?

Oj tak, zwierzęta kochamy bardzo mocno. Zabawa to może za duże słowo, bo ciężko jest się bawić z dzikim zwierzęciem, ale kontaktów z nimi mieliśmy mnóstwo. W Jordanii jeździliśmy na osiołku (K: ja również na nim stałem nad samą przepaścią, ale wcześniej zrobił to jego właściciel także zaufałem mu). W Egipcie podróżowaliśmy na wielbłądach, dotykaliśmy sokoła; na Filipinach pływaliśmy z rekinem wielorybim, prawie nadepnęliśmy na ogromną jaszczurkę, widzieliśmy skaczące nad głowami małpy. Najciekawiej pod względem egzotycznych zwierząt było bez wątpienia w Kenii i Tanzanii. Tam zwierząt jest chyba więcej od ludzi. Na każdym kroku spotykaliśmy małpy, które chciały nam podbierać rzeczy, w oceanie pływaliśmy z delfinami, żółwiami morskimi, różnorakimi rybami, ośmiornicami itd., głaskaliśmy i karmiliśmy największe żółwie lądowe na świecie. Apogeum tego wszystkiego było na safari w parkach narodowych Serengeti i Ngorongoro. Spotkanie z rodziną lwów, lampartów, hien było tak niesamowite że brakowało nam słów. Maja miała jednego lwa dosłownie na wyciągnięcie ręki. Widzieliśmy wielką migrację zwierząt z parku Masai Mara w Kenii do Serengeti w Tanzanii. Miliony zebr, bawołów, słoni, antylop, psów afrykańskich, żyraf i wszelkich innych zwierząt, których nazw nawet nie znamy. Uczucie jest nieziemskie i żadne zoo, czy tym bardziej telewizja nie oddadzą tego co tam można spotkać. Nie wspomnimy już o setkach tysięcy komarów i różnego rodzaju innych insektach.

Kamil nad przepaścią Jordanii
17.  Spotkałem się z opinią, że zanim się wyjedzie w świat należy poznać dobrze swój kraj. Co Wy o tym sądzicie? Zdążyliście zwiedzić Polskę przed rozpoczęciem swoich światowych wojaży?

Myślimy, że warto znać swój kraj, żeby później za granicą móc opowiadać o ciekawych miejscach wartych odwiedzenia. Jednak nie jest to warunek konieczny. Jeżeli, ktoś chce od razu jechać zwiedzać świat to czemu nie? Każdy ma swój rozum i każdy woli co innego. Trzeba to uszanować. My w ogóle nie patrzyliśmy przy zwiedzaniu na to, żeby najpierw zobaczyć wszystkie ciekawe miejsca w Polsce. Jakoś jednak tak wyszło, że zobaczyliśmy dużo fajnych miejsc nim odwiedziliśmy inne kraje. Może też ze względu na to, że w dzieciństwie jeździliśmy na obozy, czy kolonie. Potem też nie chcieliśmy wypuszczać się na przysłowiową głęboką wodę i początkowo zwiedzaliśmy Polskę.

18. Przywozicie sobie z wypraw jakieś pamiątki? Amulety, maski, włócznie czy coś takiego?

Zawsze z każdej wycieczki przywozimy ze sobą magnes na lodówkę. Nie musi być to jakaś długa wyprawa. Nawet jak pojechaliśmy pierwszy raz do Torunia to przywieźliśmy magnes, tak samo jak z Wietnamu, Kenii, czy innego odległego kraju. Niestety inne pamiątki często są za duże i nie mieszczą się w nasz przeważnie podręczny bagaż. Nie zmienia to faktu, że przedmioty robione tradycyjnymi metodami bardzo nam się podobają i chcielibyśmy posiadać takie rzeczy w domu.
M: To co udaje mi się „przemycić” w małym bagażu to prawie zawsze jakaś drobna kolorowa biżuteria i uwielbiana przeze mnie herbata.

Kotki w Parku Narodowym Serengetii
19.  Zmierzając ku końcowi naszej rozmowy muszę zapytać o to jak radzicie sobie ze zdobywaniem funduszy na wyjazdy. Wiemy już, że nie korzystacie z pięciogwiazdkowych hoteli, ale mimo wszystko jakieś pieniądze są potrzebne. Oszczędności czy macie jakichś sponsorów?

To pytanie pojawia się zawsze i nie ma się co dziwić. Każdy chce wiedzieć skąd my bierzemy na to pieniądze. Często jak odpowiadamy, to ludzie potrafią się na nas obrazić bo twierdzą, że nie mówimy prawdy. A prawda jest taka, że tylko jak mieliśmy okazję zacząć pracę to pracowaliśmy. Zaczynaliśmy jeszcze przed 18 rokiem życia, przy roznoszeniu ulotek za marne grosze. Ale grosz do grosza i uzbieraliśmy na wyjazd. Pracowaliśmy, uczyliśmy się, na wszystkim oszczędzaliśmy. Później w miarę zdobywania lepszej pracy, wyjazdy stały się bardziej odległe i dłuższe. Bardzo istotnym faktem jest to, że na taką miesięczną podróż potrafimy wydać maksymalnie 3tys zł wliczając w to bilety lotnicze i wszelkie inne wydatki. Ale tak jak pisaliśmy śpimy w namiotach, jemy lokalnie, jeździmy stopem itd. To bardzo obniża koszty wycieczki. Niestety sponsorów żadnych nie mamy, chociaż wielu z naszym podróżniczych przyjaciół takowych posiada.

Wielka migracja zwierząt w Tanzanii
20.  Udaje Wam się pogodzić pracę zawodową z pasją podróżowania?

Do tej pory się udawało. Pracowaliśmy na umowę zlecenie, także z wolnym nie było problemu. Teraz jednak trzeba podreperować budżet i na chwilę zaprzestać podróży (chociaż już widzimy, że będzie bardzo ciężko i raczej nam się to nie uda) i wyjechać do pracy za granicę. Pewnie stamtąd okaże się, że są jeszcze tańsze loty i będziemy zwiedzać różne miejsca weekendowo.

Niczym nie odgrodzone namioty, miedzy którymi przechadzały się dzikie zwierzęta. Safarii, Tanzania
21.  Podzielcie się z nami Waszymi podróżniczymi planami. Wybieracie się gdzieś w najbliższej przyszłości?

K: W planach mamy cały świat. Najbardziej ciągnie nas na Islandię, do Gruzji, całe Bałkany (chcemy zwiedzić je camperem z kilkuosobową ekipą), no i oczywiście do Azji (Tajlandia, Kambodża, Mjanma, Malezja itd.) Ale gdzie pojedziemy to nie wiadomo. Los pokaże.

M: Do listy dorzucam jeszcze Indie, fiordy w Norwegii, Turcję, Chiny, Japonię, Australię… o matko mogę tak jeszcze dużo wymieniać. Tak naprawdę, na nic się teraz nie nastawiamy. To pewnie będzie kolejny spontan.

22. Chcielibyście poradzić coś osobom, które chciałyby podróżować, ale jeszcze się na to nie odważyły?

Nic na siłę! Jeżeli nie macie odwagi, to poproście kogoś żeby z wami pojechał chociaż ten pierwszy raz. Jadąc samemu, nie będąc pewnym, można tylko się zrazić innej kultury, dalekiego lotu, nieciekawych warunków itd. W parze zawsze raźniej. Zawsze przed wylotem gdziekolwiek należy poczytać trochę o zwyczajach, kulturze, ludziach żyjących w danym kraju, czy regionie. W każdej części świata nawet wydawać by się mogło nieszkodliwy kciuk w górę może znaczyć zupełnie co innego. Jeżeli ktoś naprawdę chce podróżować, to znajdzie na to sposób za wszelką cenę. Potem będzie już tylko łatwiej.

Niesamowicie przeźroczysta woda na Malcie
23.  I tak już zupełnie na koniec jakie są Wasze cele, marzenia i te podróżnicze i te zupełnie prywatne?

K: Moim marzeniem jest zobaczenie wszystkich krajów świata. Mam na to jeszcze trochę czasu także myślę, że się uda. Mogą to być podróże z dziećmi, na emeryturze, czy nawet służbowe. Ważne żeby zobaczyć każdy kraj chociaż przez kilka dni. Jeżeli chodzi o cele i marzenia prywatne to przede wszystkim wytrzymać z moją narzeczoną (śmiech), a tak na poważnie to postawienie własnego domu, uzbieranie na ślub i wesele, a dalej to zobaczymy co los przyniesie. Póki co priorytetem jest dom.

M: O marzeniach podróżniczych trochę już wspomniałam wcześniej, natomiast moim celem życiowym jest być dobrym i szczęśliwym człowiekiem. Czerpać z życia garściami i odwdzięczać mu się za to. Pozwolę sobie zacytować słowa Mariki, które stały się moim życiowym mottem: „Zanim obrosnę tak, jak większość w grubą skórę chcę, żeby wiara i emocje brały górę, chcę się życiem cieszyć, nigdzie się nie spieszyć (…) i świadomie decydować jak chce żyć i kim chce być.”
I tego Wam wszystkim życzę ;)

Chwila wytchnienia. Widok z parku na Koloseum
Dziękuję bardzo serdecznie za poświęcony czas i za to, że opowiedzieliście nam wszystkim o pasji zajmującej w Waszym życiu jedno z najważniejszych miejsc. Ze swojej strony życzę Wa żeby Wasze marzenia się spełniły i żeby kolejne wyjazdy dostarczyły co najmniej tyle samo wspomnień. Zapraszam też na stronę na facebooku MajKam Travel, którą już wkrótce Kamil i Maja poprowadzą.
Kamil Bednarek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podyskutujmy w komentarzach!