Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

6/20/2018

Życie boli #50 - Pierwsza ćwiartka

Szanowni Czytelnicy,
niech Was nie zgubi tytuł! Nie będziemy tutaj rozmawiać o alkoholu. Zdarzyło się tak, że pięćdziesiąty felieton na mojej stronie zbiegł się z moimi dwudziestymi piątymi urodzinami, które są jutro. W związku ze zbiegiem tych dwóch zupełnie nieznaczących faktów postanowiłem podzielić się z Wami kilkoma ciekawymi, miejmy nadzieję, anegdotami z mojego dzieciństwa. Czy się przy nich uśmiejecie? Pewnie tak, dlatego jak najszybciej zabierajcie się za czytanie, bo śmiech podobno wydłuża życie.

Należałoby zacząć od samego początku, czyli od poczęcia. Niestety w związku z tym, że strona jest wyłącznie dla dorosłych to pominę ten moment i przejdę do narodzin. Urodziłem się w pierwszy dzień kalendarzowego lata przez cesarskie cięcie po godzinie szesnastej. Nie miałem szczęścia już w tym momencie, bo były podejrzenia, że jestem orkiem. Urodziłem się całkiem zielony, niemal wieszając się na pępowinie. Okazało się jednak, że jestem człowiekiem i to całkiem zdrowym, a po tej traumie został mi uraz do szalików, łańcuszków i krawatów.
Kolejną ciekawostką z dzieciństwa może być to, za co dostałem jeden z największych opierniczów w swoim życiu. Zacząłem mówić i chodzić nim skończyłem rok, więc szedłem sobie przez ogródek jako rezolutny dwulatek i na swej drodze spotkałem dżdżownicę, zwaną potocznie glizdą. Wziąłem ją więc w swoje grubiutkie paluszki i idąc dalej śpiewałem głośno i radośnie: "glizda - pizda!". Jak to moja mama usłyszała to opieprzyła mnie na czym świat stoi, a ja nawet nie wiedziałem za co dostałem.

Warto też zauważyć, kontynuując zwierzęcy wątek, że od małego miałem duży kontakt z naturą. I nie mam tutaj na myśli spacerów do parku, ale coś dużo bardziej hardcorowego. Czytając tę historię będziecie mogli też spojrzeć bardziej przychylnym okiem na brutalność i skłonności psychopatyczne bohaterów moich opowiadań, ale do sedna. Jako kilkulatek, który nie za bardzo się miał z kim bawić siedząc u babci, często odwiedzałem sąsiada. Sąsiad miał między innymi gołębnik. No i moja babcia, z którą spędzałem dzieciństwo ze względu na pracę rodziców, postanowiła mi zrobić rosół z gołębia, a sąsiad chętnie przystał na ten pomysł. Ja, pomocny młody człowiek, powiedziałem, że pójdę z nim i przyniosę co trzeba. Nikt mi jednak nie wspomniał, że będę musiał przynieść zwłoki gołębi. Żeby były jak najlepsze to sąsiad ukręcił im łebki na świeżo, na moich oczach.

Mieliśmy też dużo do czynienia z kaczkami. Taką kaczkę trzeba było troszkę podkarmić przed zjedzeniem, a to z chęcią robiłem osobiście. Największym problemem jednak było przekonanie kaczki do chodzenia na sznurku. Wiecie jak te france dziobały zanim dotarłem z nimi na miejsce? A co się dzieje z odpowiednio odkarmioną kaczką? Trzeba ją zmienić w jedzenie, a to wiąże się z zabójstwem. Jak już wspominałem byłem niezwykle pomocny, więc i przy tym asystowałem. Do ugotowania czerniny niezbędna jest krew, a drób ma to do siebie, że po ucięciu głowy lubi sobie polatać. Dlatego babcia trzymała kaczkę za szyję i gromadziła krew w garnku, a ja trzymałem kaczkę za nogi żeby tego garnka nie wywaliła.

Odchodząc jednak od tych makabrycznych tematów trzeba jeszcze wspomnieć najbardziej obgadaną anegdotę w mojej rodzinie, czyli moją naukę jazdy na rowerze. Przez długi czas szło mi to opornie, odwrotnie do nauki chodzenia, i nie pomagał w tym mój tata, który nie miał cierpliwości do nauczania. Wyglądało to tak, że jak zrobiłem coś źle to on się denerwował, a ja się wtedy denerwowałem jeszcze bardziej, rzucałem rower w krzaki i szedłem do domu z płaczem. Dodatkową presję robili sąsiedzi, którzy patrzyli jak się uczę. Dopiero babcia wzięła mnie z rowerem kilka podwórek dalej i tam, bez stresu i nerwów, opanowałem sztukę jazdy rowerem, ale... Po małych rowerkach i składaku przyszedł czas na rower górski, zupełnie dorosły, który dostałem na komunię. Przesiadka na niego nastąpiła jeszcze w dzień imprezy komunijnej i zakończyła się sztandarowym dla mnie stwierdzeniem "gupi rower!!!" ciśnięciem go w krzaki i ucieczką do domu, co zresztą nagrało się na kasecie.

Od dzieciaka pomagałem przy palenie w piecu, na początku głównie dokładałem, ale chciałem się nauczyć odpalać. Do tego trzeba było ogarnąć używanie zapałek. Rodzice oczywiście nie chcieli mi na to pozwolić, ale uparty byłem już wtedy. Zwinąłem więc pudełko zapałek z babcinego kredensu i trenowałem w łazience, kiedy nikogo nie było w domu. Pech chciał, że ktoś złapał za klamkę kiedy stałem z palącą się zapałką. Spanikowani pirzgnąłem ją gdzieś i udawałem głupiego. Po jakimś czasie dobiegł do nas zapach palącego się plastiku. Okazało się, że zapałka trafiła w miejsce, gdzie stał mop i tenże mop zaczął się tlić. Zebrałem za to srogi opieprz.

Żeby nie przedłużać opowiem jeszcze jedną, ostatnią, ciekawostkę. Miałem kiedyś plan zbudować sobie swój własny model statku. Nie taki kupiony w sklepie, z gotowych elementów, tylko taki od podstaw zrobiony przeze mnie. Jednak gówno się na tym znałem i jako materiał wybrałem te takie drewniane podkładki. Porozcinałem je, posklejałem te grubsze ze sobą tworząc kadłub. Wszystko wyszło nawet nieźle i wygląda jak okręty używane przez wczesnych Słowian i jestem z tego nawet dumny. Jednak przycinając patyczki na wiosła nożyczki przesunęły mi się ciut za daleko i rozciąłem sobie palec wskazujący, tak mniej więcej na połowę jego szerokości. Nożyczki przejechały po kości, a ja podstawiłem sobie drugą dłoń do zbierania krwi i poszedłem powiedzieć mamie, że "trochę sobie palec rozciąłem".

To tylko niewielki wycinek tego, co mi się przydarzyło przez pierwszą ćwiartkę mojego życia. Mam nadzieję, że nie są to ostanie przygody, które będzie mi dane przeżyć. Jeszcze kilka lat temu nie zdawałem sobie sprawy z upływającego czasu i tego jak dawno temu było moje dzieciństwo. Teraz to do mnie dochodzi, a kiedy stoi nade mną widmo trzydziestki to tym bardziej dochodzę do wniosku, że warto w sobie pielęgnować wewnętrzne dziecko i wspomnienia z dzieciństwa, czego Wam z okazji moich urodzin serdecznie życzę.
Kamil Bednarek
Zapraszam na: fb.com/KamilBednarekBeletrystyka
*zdjęcie pochodzi ze strony kryzyswieku.blogspot.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podyskutujmy w komentarzach!