Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

7/18/2018

Życie boli #53 - Romantyczny mundial bez happy endu

Szanowni Czytelnicy,
Wy przeczytacie ten wpis co najmniej w środę, natomiast ja piszę go kilkadziesiąt minut po ostatnim gwizdu sędziego w meczu finałowym. Jeśli śledzicie moją stronę od jakiegoś czasu to zapewne orientujecie się, że zdarza mi się pisać podsumowanie sportowych wydarzeń.Tym razem jednak nie będzie to zwykłe podsumowanie. Nie przeczytacie tutaj o bramkach, strzelcach, statystykach, przeczytacie za to o porażkach faworytów, o braku jaj i o waleczności ludzi, którzy te jaja musieli mieć już od dziecka.

Mundial w Rosji miałem przyjemność obejrzeć w całości i słowo "przyjemność" nie jest tutaj bezpodstawne, bo, nie licząc meczu Francji z Danią w fazie grupowej, mecze w większości stały na dość wysokim poziomie, a nawet te słabsze były niezwykle emocjonujące. Te niezwykłe emocje wywoływane były przez drużyny, po których nikt by się tego nie spodziewał. Na papierze Maroko, Iran, Meksyk czy Szwecja nie miały nawet szans nawiązać walki z faworytami, a jednak zaskoczyły wszystkich. Drużyny postawiły się potęgom światowej piłki, zagrały z ogromnym sercem i pokazały, że na takich turniejach trzeba dać z siebie wszystko i zostawić serce na murawie, a nie tylko paplać o tym w wywiadach.
Przecież już po fazie grupowej do domu pojechali Niemcy, którzy byli uważani za jednego z faworytów do złota, a przynajmniej do grania w czołowej czwórce. Pojechali do domu ograni przez waleczny Meksyk i skazaną na porażkę Koreę Południową. Niedużo przecież brakło, a Iran wyeliminowałby Portugalię, walczył do ostatniej sekundy o zwycięskiego gola i mimo braku umiejętności stawił czoła wirtuozom. A Rosja? Drużyna gospodarzy miała być chłopcem do bicia, nie wierzył w nich nikt, nawet sami Rosjanie, a tymczasem doszła do ćwierćfinału, gdzie przegrała po karnych. Szwedzi mieli nie wyjść z grupy, bo pierwsze miejsce miało być zarezerwowane dla Niemców, a tu co? Szwedzi odpadają dopiero w ćwierćfinale, a z grupy wychodzą pierwsi. No i wreszcie wielki faworyt, czyli Brazylia, odpadła z Belgią w ćwierćfinale. Można zatem śmiało powiedzieć, że ten Mundial był pogromem faworytów, w końcu w wielkiej czwórce zabrakło regularnie tam bywający Niemców, Brazylijczyków czy Argentyny.

Jeśli mowa o pogromach to warto też, niestety, wspomnieć o naszych piłkarzach. Trudno o tym pisać bez emocji, ale na chłodno patrząc to wyjście z grupy byłoby już wielkim osiągnięciem. Nasi nie biegali, nie podawali, nie strzelali, nie bronili, słowem: nie istnieli. Balonik oczekiwań napompowano do granic możliwości, ale boisko wszystko zweryfikowało. Wygraliśmy mecz Senegalowi, w spotkaniu z Kolumbią chłopcom starczyło sił na osiem minut biegania, a Japonia, zamiast grać, siedziała na łączach pilnując wyniku dającego im awans i nie miała zamiaru się przemęczać. Nasze tragiczne przygotowanie do turnieju mogła podsumować sytuacja z Grosickim udającym skurcz na polecenie Nawałki w końcówce meczu z Japonią tylko po to, żeby na murawę mógł wejść Błaszczykowski. Kilka reprezentacji, o których wspominałem wyżej, pokazało, że mogło braknąć techniki i umiejętności, ale nie mogło zabraknąć serca do walki i wybiegania. Niestety u nas zabrakło wszystkiego i wylecieliśmy z mundialu z takim hukiem z jakim spadła godność Krychowiaka po filmiku, w którym jego dziewczyna wsadza mu palec w dupę.

Choć zwycięstwa kopciuszków nad wielkimi faworytami i równorzędną walkę drużyn, których wartość transferowa mogła się równać z piłkarzem rezerwowym faworyzowanych reprezentacji już mogą podchodzić pod fantastyczne historie warte zapamiętania na lata, to jednak droga Chorwacji do finału i sam finał wydają się być historią niemalże filmową. Niewielki kraj, który jeszcze niedawno zmagał się z wojną, dociera do finału Mistrzostw Świata. Chorwacja od lat miała piłkarzy światowego formatu, ale nie potrafili się oni dogadać i stworzyć drużyny. Ich silne bałkańskie charaktery poukładał dopiero obecny trener Dalic i ukierunkował ich ogień na cel. Z niebezpiecznego pożaru wewnętrznego zmienili się w miotacz ognia, który po drodze spopielił między innymi Argentynę. I oczywiście można powiedzieć, że nie mieli mocnych rywali po drodze, ale kilka zdań wyżej wspomniałem o tym, że na tych mistrzostwach drużyny z drugiego szeregu były nawet mocniejsze niż faworyci. Prawda jest taka, że Chorwacja miała cały turniej pod górkę, bo już pierwszego dnia trener (też nie uważany za wybitnego) miał do podjęcia niezwykle trudną decyzję i musiał wyrzucić piłkarza z kadry, potem spotkały ich dogrywki i karne, Modric, który będąc liderem nie wykorzystuje karnego w meczu z Danią, ale w serii jedenastek podchodzi do piłki raz jeszcze i trafia. Niestety takie historie nie kończą się happy endem i pokolenie dzieci, które przeżyły wojnę nie zdobyło mistrzostwa świata, ale zdobyły serca postronnych kibiców. Zagrali jeden mecz więcej niż wszystkie inne drużyny i choć dzisiaj się smucą to za jakiś czas docenią to ogromne osiągnięcie jakim jest srebrny medal. Pokazali w tym turnieju, że mają wielkie jaja i twarde dupy i że charakteru nie można kupić, a trzeba go w sobie wyrobić.

Kamil Bednarek 
Zapraszam na: fb.com/KamilBednarekBeletrystyka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podyskutujmy w komentarzach!