Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

9/27/2015

Opowiadanie #9 - "Bo nic nie pozostało" cz. 5

Drodzy czytelnicy,

nie będę po raz kolejny tłumaczył się dlaczego mnie nie było tak długo. W każdym razie macie ostatnią część opowiadania, w której wszystko się rozstrzygnie. Będą wybuchy, będą mordobicia, czyli to czym lata 80' w kinie akcji słynęły. Zapraszam do czytania.

Poprzednie części:
"Bo nic nie pozostało" cz.1
"Bo nic nie pozostało" cz.2
"Bo nic nie pozostało" cz.3
"Bo nic nie pozostało" cz.4

Bo nic nie pozostało cz. 5

Czarna furgonetka mknęła ulicami miasta. Było ciemno, słońce ni zdążyło jeszcze wzejść, więc nikt nie mógł zauważyć czarnego pojazdu. Wewnątrz siedziała grupa pięciu mężczyzn, uzbrojonych po zęby. Nie mieli na sobie kominiarek czy kamizelek kuloodpornych. Samochód prowadził Stevens, dowódca i najbardziej doświadczony policjant, były żołnierz. Obok niego siedział Marcus, młokos, który niedawno trafił do zespołu, człowiek, który pogubił się w życiu, ale mimo wszystko chce zrobić coś dobrego. Z tyłu znajdował się Woods, były bokser, którego cechowała wrodzona brutalność. Kirk, olbrzym, który lubił awantury i Ying, uciekinier z Korei Północnej, wyszkolony do zabijania i nad wyraz brutalny. Ta ekipa kierowała się do posiadłości Pinto, Kolumbijczyka, który dorobił się na handlu narkotykami, a teraz trzyma za gardło całe miasto robiąc w nim wszystko na co przyjdzie mu ochota.
- Panowie - Stevens przerwał ciszę. - Powtórzmy jeszcze raz co robimy.
- Tak jest - rzucił Kirk. - Ja z Woodsem wpierniczamy się na główną bramę. Robimy hałas, obijamy mordy i spadamy na tył.
- W tym czasie ja - zaczął Ying - przejdę przez płot od strony rzeki i wyłączę prąd przy okazji zabijając kogo się da.
- Zgadza się. Ja z młodym rozstawimy granatnik na górce i otworzymy ogień. Ta broń ma dwanaście strzałów, więc trochę zamieszania zrobi. Kiedy będzie strzelać podejdziemy bliżej i wejdziemy za ogrodzenie od wschodniej strony.
- Jak już zajmiemy strażników na tyle żeby się zlecieli przy głównej bramie wracamy do furgonetki i wjeżdżamy do środka.
- To bardzo ważne! Mamy tutaj trzysta kilo materiałów wybuchowych. Wjeżdżacie do środka i jedziecie prosto na willę. W ostatniej chwili musicie wyskoczyć i odpalić ładunki. Bez dziury w ścianie nie wejdziemy do środka.
- A w środku - Marcus uśmiechnął się - bawcie się jak najlepiej, tylko zabijcie Pinto. Samochód zatrzymał się kawałek od brzegu szerokiej i brudnej rzeki. Marcus i Stevens wynieśli z niego spory granatnik i udali się w pobliskie zarośla. Ying ubrany w piankę do nurkowania zanurkował w toń brudnej wody. Pozostała dwójka wsiadła do auta i pojechała dalej.
- Wiesz, który jest dzisiaj? - zapytał Marcus.
- Chyba dwudziesty szósty, a co?
- Dokładnie rok temu ją poznałem.
- Pamiętasz takie rzeczy? - zdziwił się Stevens.
- Pamiętam wszystko co ma związek z tą kobietą…
- Nigdy nie kochałem tak bardzo jak ty, młody.
- To się ciesz - burknął i zajął się rozstawianiem sprzętu.
Światła wokół płotu i w domu zgasły co oznaczało, że Ying zrobił swoje. Stevens odpalił granatnik i razem z Marcusem ruszyli biegiem przez niewielki mostek prowadzący do wschodniej strony muru.
Tymczasem przed główną bramą słychać było strzały. Ochroniarze Pinta nie do końca widzieli do kogo strzelają, ale bronili się przed rzucanymi w ich kierunku granatami. Nagle wybuchy granatów usłyszeli również wewnątrz posiadłości, nie wiedzieli zupełnie co mają robić. Zobaczyli tylko dwa światła czarnej furgonetki, która przebiła się przez nich i przez bramę i pomknęła prosto w stronę wielkiego domu. Zatrzymała się dopiero na tarasie, którego dach podtrzymywały marmurowe kolumny. Ziemia zadrżała od wybuchu jaki wysadził pół ściany willi Pinta.
- Ying, szybko do środka! - krzyknął Kirk.
- A Stevens?
- Biegną tam!
- Naprzód! - Woods wyrwał się z karabinem w dłoni.
Kurz po wybuchu jeszcze nie opad, a ekipa uderzeniowa już była w środku. Część ochroniarzy zginęła na miejscu, więc policjanci mieli mniej roboty. Rozbiegli się po korytarzach olbrzymiego domostwa narkotykowego barona. Każdy wybrał swój korytarz. Woods biegł pierwszy, skręcił na schody w górę i od razu odbił się od jednego z ochroniarzy Pinta. Juanito był byłym zapaśnikiem. Walczył w największych federacjach Ameryki Południowej. Miał szansę na wielkie pieniądze, ale wybrał narkotyki i Pinto to wykorzystał. Latynos był wielkim facetem, miał ponad dwa metry wzrostu i olbrzymie mięśnie. Woods odbił się od niego, mimo że też malcem nie był.
- No i o to mi chodziło! - ucieszył się policjant.
- Nie wiem ilu was tutaj wpadło, ale będzie jednego mniej - odpowiedział Juanito.
- Skończ pierdolić…
Woods nie chciał już gadać, wyprowadził prawy sierpowy, który wstrząsnął olbrzymim Latynosem. Ten otrząsnął się i rzucił Woodsa na ziemię. Czarnoskóry bokser wolał walczyć stojąc, ale dawał radę również na ziemi. Obijał żebra wrestlera kiedy ten złamał mu nos uderzeniem głową. Rozwścieczyło to policjanta. Przetoczył ochroniarza na plecy i siedząc na nim obijał mu twarz niemiłosiernie. Skończył dopiero kiedy z twarzy Juanita została miazga. Ruszył dalej, chociaż czuł skutki tej walki.
Kirk wbiegł w grupę nadbiegających gangsterów i zaczął do nich strzelać ze swojego karabinu. Niestety było ich zbyt wielu i nie mógł się przebić, zatrzymało to jego szybki atak i z tyłu nadbiegli kolejni. Zdążył zabić czterech, ale piąty trafił go w kolano. Wielki chłop przyklęknął, ale strzelał dalej. Dostał drugą kulę, tym razem w brzuch. Nie powstrzymało go to do końca. Dopiero trzecia i czwarta rana sprawiła, że wypuścił karabin z rąk. Nadbiegł cały oddział ochroniarzy Pinta i chciał złapać żywego policjanta, ale Kirk wyciągnął zawleczkę granatu.
- To się pożegnam z hukiem…

Ying usłyszał głośny wybuch, ale wyszarpnął nóż z klatki piersiowej jednego z ochroniarzy i pobiegł dalej. Dostał mocny cios w tył głowy i pociemniało mu w oczach. Zdążył jeszcze kątem oka zobaczyć zbliżające się nunczako.  Zasłonił się dłonią, ale usłyszał tylko odgłos łamanych kości. Ból był taki, że oparł się o ścianę. Azjata, który stał naprzeciwko niego po raz kolejny zaatakował. Tym razem jednak Ying w ostatniej chwili uchylił się przed ciosem. Uderzył napastnika, ale zapomniał, że ta ręka oberwała i ściągnięty bólem stracił czujność. Otrzymał kolejny cios w głowę. Padł na marmurową podłogę, która od razu zaczęła pokrywać się krwią. Azjata chciał pobiec dalej, ale policjant złapał go za kostkę i pociągnął w swoją stronę. Tamten przewrócił się i broń wypadła mu z dłoni. Ying nie wahał się nawet przez sekundę i wbił mu nóż w nerkę.
Marcus ze Stevensem wbiegli do gabinetu Pinta. Przedtem musieli wywarzyć drzwi. Gangster był niskim, grubym mężczyzną z długimi, czarnymi i mokrymi od potu włosami. Wąsy wyrastały mu pod długim, zakrzywionym nosem.
- Panowie! - zapiszczał Pinto. - To się nie musi tak skończyć! Ja mam pieniądze! Dam wam ile chcecie! Wszystko wam dam!
- Zastrzel go, Stevens - Marcus uśmiechnął się.
- Nie powinniśmy poczekać aż skończy gadać żeby jego ludzie zdążyli tutaj dobiec i nas zabić?
- To by było bardzo logiczne, ale nie mamy tyle czasu.
- No tak…
Pociągnął za spust i mózg Pinto pokrył ścianę. Mężczyźni szybko opuścili pomieszczenie i zaczęli uciekać w stronę wyjścia, które stanowiła wielka wyrwa w ścianie. Po drodze zebrali ze sobą Woodsa i Yinga.
- Daliśmy radę? - Zapytał Ying ocierając krew z oczu.
- Tak, Pinto wypadł z biznesu.
- Plan młodego wypalił.
- GDZIE?! - rozległ się głośny ryk nim odbiegli dalej od domu.
Odwrócili się wszyscy i zobaczyli wielkiego chłopa z miazgą zamiast twarzy.
- To mój koleś, załatwię go do końca! - Woods ruszył do przodu.
- Nie, wy musicie stąd spierdalać żeby utrzymać porządek po tym co się stało - Marcus mówił z zupełną powagą. - Potrzeba doświadczenia i szacunku, a wy to macie.
- Damy mu radę we czterech - Stevens wtrącił.
- Nie będzie tutaj sam, już biegną kolejni. Zatrzymam ich - uśmiechnął się.
- Pojebało cię?!
- Stevens, wiesz o co chodzi. Idźcie już.
- Chodźmy…
Marcus posłał im jeszcze uśmiech i ruszył w stronę Juanita. Reszta oddziału biegiem opuściła posiadłość. Kiedy Marcus znalazł się naprzeciwko rywala wokół zdążyła się już zgromadzić jeszcze kilku ochroniarzy z bronią.
- Dlaczego nie uciekłeś jak reszta panienek? - zapytał Juanito sepleniąc nieziemsko.
- Chciałem Cię zobaczyć z bliska - odpowiedział Marcus z uśmiechem.
- Będziemy sobie gadać czy podejdziesz?
- Myślałem, że nie zaproponujesz…
Marcus doskoczył do dużo wyższego Juanita i huknął go w brzuch. Latynos zgarbił się, ale od razu wyprostował i oddał ciosem w twarz. Marcus zatoczył się i przyklęknął na jedną nogę.
- Kiedyś oglądałem wrestling - powiedział ocierając usta, z których ściekała krew. - Myślałem, że nie jesteście aż takimi ciotami.
Juanito ruszył na niego i huknął kolanem w głowę. Młody chłopak padł jak długi, ale przed kolejnym atakiem zdążył się odsunąć i chwycił go za kostkę. Wykręcił kolano i szarpnął. Dźwięk łamanych kości został przerwany przez krzyk Latynosa.
- Nie przyda ci się to, ale jakbyś kiedyś miał walczyć z wielkim gościem to złam mu kolano. Klęcząc nie będzie już taki duży - Marcus uśmiechnął się jeszcze raz.
Juanito nic nie odpowiedział, zerwał się na jednej nodze i doskoczył ponownie do przeciwnika. Przewrócił go na ziemię i zaczął go obijać. Krew tryskała z twarzy Marcusa, ale ten ostatkiem sił wbił mu kciuki w porozbijane już wcześniej oczy. Wściekły gangster podniósł się z ziemi wraz z Marcusem przyczepionym do jego głowy. Bił go w tułów, ale po chwili padł na kolana, a potem na bok i przestał oddychać. Marcus ledwo się podniósł. Trzymał się za żebra, a z jego twarzy pozostał jeden wielki strup. Niepełne już zęby trwały jednak w uśmiechu. Ochroniarze, którzy przyglądali się pojedynkowi już wyciągnęli karabiny i trzymali Marcusa na muszce.

Huk salwy karabinów rozległ się po okolicznych lasach. Dotarł także do uszu uciekających policjantów. Woods zatrzymał się.
- Dlaczego go zostawiliśmy, Stevens?
- Słyszeliście, sam tego chciał. Rozmawiałem z nim długo i wiem, że taka bohaterska śmierć była najlepszym rozwiązaniem.
- Śmierć to śmierć, chuj nie bohaterska.
- Możliwe, ale to był jego wybór. Rozmawiałem z nim przez pół nocy, wiedział co robi i czego chce.
- Ale dlaczego? - zapytał Ying.
- Bo jego sens życia go zostawił.
 


 Kamil Bednarek
Czytajcie "Przywróconego" (Goneta.net/Przywrócony_Zenit)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podyskutujmy w komentarzach!