Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

2/21/2018

Życie boli #39 - Olimpijska turystyka

Szanowni Czytelnicy,
jeśli przez ostatnie dwa tygodnie nie siedzieliście zamknięci w jakiejś piwnicy to na pewno doskonale orientujecie się, że trwają Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pyeongchang w Korei Południowej. Natomiast jeśli śledzicie gazety i portale to na pewno w oczy rzuciła Wam się akcja, którą polska biathlonistka zrobiła w mediach społecznościowych. Odpowiedziała w takiej formie na atak ze strony hejterów, którzy uznali, że odległe miejsca zajmują sportowcy bez ambicji, którzy do Korei pojechali jako turyści.

Całą sprawę należy rozpatrzyć z dwóch stron, ze strony sportowca i ze strony kibica. Tak się szczęśliwie dla Was, Szanowni Czytelnicy, składa, że jestem w stanie podjąć się tego zadania i właśnie tym się dzisiaj zajmiemy. Zatem jeśli chodzi o same Igrzyska Olimpijskie to jest to wybitnie specyficzna impreza sportowa. Jest rozgrywana raz na cztery lata, spotykają się w jej trakcie tysiące sportowców z najprzeróżniejszych dyscyplin, którzy mają okazję przebywać w jednym miejscu. Sportowcy to przecież też ludzie i to w znakomitej większości młodzi, więc zdarzy się czasem usłyszeć o jakiejś małej imprezie czy seksaferce. Zapewne dałoby się o tym usłyszeć częściej, ale co się dzieje w wiosce - zostaje w wiosce.
Jeśli spojrzy się na tabele medalowe igrzysk czy letnich czy zimowych to da się bez kłopotu zauważyć, że więcej krajów w nich uczestniczy niż staje na podium. W związku z tym można też niejako podzielić olimpijczyków na tych, dla których liczy się udział i na tych, którzy przyjechali bić się o medale. Co by nie mówili sportowcy to doskonale sobie zdają na co ich stać, jakie wyniki mogą osiągnąć i co to może dać. Zatem jeśli reprezentant Meksyku startuje w biegu narciarskim to można go śmiało uznać za olimpijskiego turystę, ale mimo tego trzeba podziwiać jego pasję i samozaparcie, że udało mu się zgromadzić środki i spełnić swoje marzenia.

No i właśnie o te marzenia się rozchodzi. Ponieważ często jest tak, że marzenia sportowca są inne niż marzenia kibiców. Sportowiec znając swoje osiągnięcia, to w jakiej jest formie i na co stać jego rywali marzy o tym, żeby wystartować jak najlepiej, dać z siebie wszystko i ukończyć zawody bez kontuzji z poczuciem, że zrobił wszystko co mógł w danym dniu. Natomiast kibic, który nie ma dostępu do statystyk z treningów i dyscyplinę sportu ogląda raz na cztery lata, marzy o tym żeby przeżyć wielkie emocje, zedrzeć gardło kibicując a na koniec wylać łzy wzruszenia patrząc jak narodowa flaga wędruje na maszt, a sportowiec odbiera wydarty przeciwnikom medal.

Taki kibic, silnie związany ze sportowcem (co moim zdaniem jest socjologicznym fenomenem, któremu poświęcę osobny felieton), przeżywa porażkę jeszcze gorzej niż sportowiec. Ten doskonale zdaje sobie sprawę co zawiodło. Wie, po rozmowach z trenerem, czy to był błąd w przygotowaniach czy zawiodła głowa, czy zwyczajnie to rywale byli lepsi (tak jak w konkursie drużynowym w skokach, gdzie Norwegia była nie do pobicia, mimo dobrych skoków naszych chłopaków). Kibic taki kipi z wściekłości nie przez porażkę, ale przez swoje niespełnione ambicje. On nie wie dlaczego tak się stało, dlaczego jego faworyt zwiódł. Dlatego dopisuje sobie swoją historię, w której tenże sportowiec po prostu olał start i korzystał z atrakcji wioski olimpijskiej, w dodatku za kibica (z podatków) pieniądze!

Człowiek taki, nie znając oczywiście osobiście sportowca, nie ma jak mu wygarnąć swoich zarzutów, więc siada do komputera i zaczyna wyrzucać z siebie wszystko co mu na wątrobie leży. Kończy pisać zdyszany, czerwony i z pianą na pysku, ale z poczuciem, że jego przekaz może dotrzeć tej łajzy, która zmarnowała ich wspólną szansę na sukces. Liczy, że teraz te wszystkie turysty wezmą się do roboty i na następnych igrzyskach zdobędą tyle medali, że prezesy będą musieli na nie wysłać osobny samolot. Taki "kibic" wie co zmienić w treningu żeby było lepiej, wie jak powinni startować, gdzie zaatakować, gdzie odpuścić, jak zmienić technikę, no generalnie jest ekspertem we wszystkim. I w porządku, ja mu wierzę, że jest. Problem w tym, że nie zna realiów, środków i samych zawodników, bo w teorii można wiedzieć wszystko, ale praktyka to weryfikuje.

No i teraz spójrzmy na to z pozycji zawodnika. Trenuje przez wiele lat do jednego startu, a potem coś nie wychodzi (potyka się na starcie) i dostaje masę hejtu. Od kogo? Od ludzi, których nie zna i którzy nie wiedzą jak bardzo się tym występem stresował. Którzy nie wiedzą ile wyrzeczeń kosztowały go przygotowania, ile musiał dołożyć do swoich treningów, jak dużo siły wymagało od niego podniesienie się z łóżka na początku okresu przygotowawczego kiedy obciążenia są największe, ile psychicznie kosztuje go rozłąka z rodziną, bo w Polsce nie ma obiektów, na których mógłby trenować. Sam jest załamany swoich startem, a potem czyta jeszcze, że pojechał tam na wycieczkę i jest kurwą czy chujem. Można się od tego zagotować.

Nie każdy jest tak silny żeby się zupełnie od tego odciąć, żeby nie przejmować się niczym co piszą w internecie czy gazetach. Tylko, że sportowcowi, wzorowi do naśladowania, olimpijczykowi, nie przystoi pewne zachowanie, zwłaszcza w sferze publicznej. A już tak zupełnie i przede wszystkim nie powinien się zniżać do poziomu tych rynsztokowych internetowych szmat, które masturbują się wylewając pomyje na ludzi realizujących swoje marzenia, może nie zawsze na miarę naszych oczekiwań, ale na miarę tego co aktualnie zrobić mogą. Ja jestem jak najbardziej za krytykowaniem sportowców, którzy startują poniżej oczekiwań. Natomiast musi być to krytyka konstruktywna, poparta sprawdzeniem tematu. Ponieważ co by nie mówić to w Polsce baza treningowa sportów olimpijskich, szkolenia i finansowanie nie są na najwyższym poziomie i o medalach decydują wybitne jednostki, a nie system, jak w innych krajach.
Kamil Bednarek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podyskutujmy w komentarzach!