Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

swieta

12/12/2014

Opowiadanie #5 - "Jesień niespodzianek" (część 4)

Czwarta część opowiadania. Powoli zbliżamy się do końca i jeśli nie możecie się go doczekać to zapraszam do czytania. Miałem wstawić ten tekst dopiero w poniedziałek, ale że dziś jest dla mnie ważny dzień to macie taki prezencik na początek weekendu.

Poprzednie części:
"Jesień niespodzianek" (część 1)
"Jesień niespodzianek" (część 2)
"Jesień niespodzianek" (część 3)

"Jesień niespodzianek" (część 4)



Starszy siwy mężczyzna usiadł obok Catherine i otworzył jedną z ksiąg, które przyniósł z półek. Była to wielka i gruba księga oprawiona w brązową skórę. Marcus kartkował ją szukając czegoś konkretnego.
- Więc jaką masz moc, dziecko? - zapytał nie odrywając wzroku od kart księgi.
- Słucham? - odparła, udając zaskoczenie.
- Wiem, że masz w sobie moc i to całkiem silną, ale niestety nie potrafię wyczuć jaką dokładnie. Nie jestem aż tak potężnym czarodziejem. Właściwie to nie jestem nim w ogóle, nigdy nie przeszedłem próby bólu. Bałem się jej poddać. Dlatego zamieszkałem z dala od ludzi i od czasu do czasu im pomagam. Powiedz mi jaką masz moc.
- Taak - zawahała się lekko. - Jestem wiedźmą, która potrafi wpływać na pogodę i na ludzi. Nie do końca potrafię korzystać ze swoich mocy, nikt mnie tego nie nauczył.
- Chyba nie omotałaś mojego wnuka swoim czarem, wiedźmo?! - Marcus rzucił jej kąśliwe spojrzenie.
- Nie, nie - odparła nerwowo. - On pomógł mi ponieważ sam chciał. To władca Baldentu, ten tyran, chciał wykorzystać mnie do pokonania swoich wrogów. Uznał, że dzięki panowaniu nad pogodą będzie mógł powiększyć swoje plony, a uprawy tamtych krain zniszczyć. No i kiedy nauczę się kontrolować ludzi będę mogła po prostu zmusić innych władców do oddania mu swoich królestw. Dlatego porwał mnie wraz z rodziną i więził u siebie w zamku. Chciał się ze mną ożenić, a potem wykorzystywać. Nie mówiłam o tym Martinowi, bo nie chciałam żeby się mnie wystraszył.
- Martin? - zaśmiał się dziadek. - On się nie boi magii. Nie zna się na niej, bo nigdy go niczego nie uczyłem, ale na pewno się jej nie boi. Zresztą, co mnie martwi, on nie boi się w ogóle. Nie dba o swoje życie, jakby było mu wszystko jedno…
- Dlaczego?
- Nie mam… - nagle uderzył palcem w stronę księgi - Mam! Tutaj jest to dokładnie opisane, ale nim ci o tym opowiem muszę się jeszcze upewnić. To bardzo ważne. No i poczekamy na Martina.

                Marcus szperał po innych księgach co jakiś czas drapiąc się po głowie. Catherine, żeby się czymś zająć, pozmywała po posiłku. Starszy mężczyzna nie był zbyt rozmowny, za to był niesamowicie skupiony na tym by znaleźć w księgach to czego szukał. Wreszcie do domku dotarł Martin, taszcząc ze sobą spory, bardzo ładnie grawerowany topór, którego ostrza tworzyły księżyc w pełni. Wniósł go i oparł o ścianę. Marcus od razu zawołał go do siebie, poprosił też Catherine. Usiedli przy stole. Starszy otworzył największą księgę, tę do której zajrzał na samym początku.
- Przeczytam wam teraz dopełnienie przepowiedni, którą już znacie. Słuchajcie uważnie, bo jest bardzo ważna: Zjawisko, które wskaże człowieka godnego poprowadzenia ludzkości w walce przeciwko złu będzie miało wpływ na pogodę i na ludzi. Nie wpłynie jednak na niego, wszystko co on zrobi, musi zrobić z własnej woli. Jego zachowanie pokaże, czy pokona on mrok czy pomoże mu zwyciężyć. Musi on ponieść oręż, który zapłonie w trakcie pełni i będzie płonął od sierpa do sierpa.
- Po co nam to czytasz? - Martin zapytał po chwili ciszy.
- Już ci to tłumaczę, chłopcze. Otóż twoja koleżanka jest tym zjawiskiem. Ona jest wiedźmą, która ma wpływ na pogodę i ludzi. Co prawda nie wie jak to zrobić, ale ma takie umiejętności. Nie wpłynęła jednak na ciebie, ty pomogłeś jej z własnej woli. Uratowałeś życie, bo chciałeś to zrobić, a nie bo ona cię zaczarowała. Masz już oręż, który zapłonie w trakcie pełni, to właśnie ten topór. Dałem ci go kiedyś, ale nie sądziłem, że to ty będziesz tym wybranym.
- Nie rozumiem - chłopak pobladł.
- To ty poprowadzisz nas w walce o zwycięstwo nad złem. To ty jesteś wybranym i to ona cię wskazała. Gdybyś postąpił inaczej pewnie w jakiś sposób pomógłbyś wygrać złu, ale postąpiłeś tak, że jestem z ciebie dumny, tak dumny jak jeszcze nigdy nie byłem. W trakcie pełni, która notabene jest już dziś w nocy, będziesz musiał podjąć decyzję czy zechcesz pomóc światu, czy wolisz by ten pogrążył się w mroku na setki lat. Ta decyzja musi wyjść od ciebie, nikt nie może na nią wpłynąć. Ja muszę tylko wyjaśnić konsekwencje obydwu decyzji.
- To prawda? - zwrócił się do dziewczyny. - To prawda, że jesteś wiedźmą?
- Tak…
- Czemu mi nie powiedziałaś?
- Bałam się, że się wystraszysz i mnie wydasz. Nie znam cię w ogóle, nie wiedziałam jak zareagujesz - odwróciła twarz od jego przenikliwego wzroku.
- Rozumiem - spojrzał znów na dziadka. - Chyba nie mam wyboru i muszę podjąć jakąś decyzję. Opowiedz mi o tym co muszę wiedzieć.
- Jeśli zgodzisz się ponieść ten ciężar czeka cię trudna walka. Będziesz musiał zabić wielu ludzi, będziesz musiał pokonać wiele przeciwności, być może zginiesz. Będzie czekała cię śmiertelna walka z magicznymi istotami, które będę działać na ciebie podstępnie. Nie będziesz mógł zaufać nikomu. Natomiast jeśli wybierzesz drugą opcję - zawahał się - i oddasz mi ten topór rezygnując z zadania, skarzesz świat na pogrążenie w mroku. Niemal wszyscy zginą. Ci, którzy przeżyją będą dręczeni przez tyrana i jego mroczne sługi. Nie wiadomo czy kiedykolwiek będą w stanie się podnieść i wywalczyć dla siebie miejsce do godnego życia.
- Rozumiem - odparł spokojnie. - Dajcie mi pomyśleć w samotności. Wrócę przed zapadnięciem zmroku.
- Zaczekaj! - Marcus złapał go za ramię. - Jest jeszcze jedna rzecz, o której wcześniej nie wspomniałem.
- Mów.
- Nie będziesz mógł stworzyć regularnej armii. Ludzie za tobą nie pójdą tak łatwo. Będziesz musiał po prostu wyeliminować zło licząc na pomoc nielicznych, którzy będą chcieli zaangażować się w twoją walkę.
- Bycie samemu nie jest złe, dam sobie radę, powiedz mi tylko gdzie znajdę to całe zło.
- Nie będziesz samotny - postukał w oprawę księgi. - Według tej księgi przepowiedni musi ci towarzyszyć zwiastun i przewodnik, czyli Catherine i ja.
- Gdzie znajdę to zło? - zapytał, pomijając temat towarzystwa.
- Według przepowiedni mrok wylewa się z Kryształowej Świątyni.
- To w Baldencie, zaraz obok zamku - Catherine wtrąciła się.
- Czyli chyba już wiemy kto jest naszym przeciwnikiem, idę przemyśleć wszystko czego się dowiedziałem. Wrócę przed zmrokiem.

                Wyszedł trzaskając drzwiami. Zanim przekroczył próg zerknął na topór. Catherine została sama z Marcusem. Rozmawiali długo o tym co ich czeka. Czarodziej wypytywał ją o różne szczegóły dotyczące drogi jaką przebyła, zamku w Baldencie i samej Kryształowej Świątyni. Dziewczyna nie wiedziała zbyt wiele, ponieważ przez większość czasu była zamknięta, jednak sumiennie opowiedziała o wszystkim co tylko zauważyła czy nawet usłyszała. Obydwoje zajęli się rozmową, ale Catherine postanowiła zrobić kolację, sądziła, że Martin będzie głodny kiedy wróci. Marcus nie protestował i pokazał jej gdzie trzyma zapasy żywności. Dziewczyna zajęła się przygotowania, ale nie zdążyła dokończyć posiłku, ponieważ drzwi do domu otworzyły się ponownie. Martin wszedł do chaty z zakrwawionym ramieniem.
- Co się stało?! - wykrzyknął Marcus.
- Biegły tutaj trzy czarne psy, takie jak ten, którego zabiłem przed moim domem. Dwa były przywiązane do ciebie, Cathrino, ale jeden był chyba dla osłony. Rzucił się na mnie kiedy tamte nawet nie zauważyły, że jestem w pobliżu. Nie spodziewałem się tego i zdążył mnie zadrapnąć, to nic groźnego.
- Widziałam jaka to była bestia, na pewno bardzo cię boli i trzeba to opatrzyć.
- Nie boli aż tak bardzo i opatrzymy to dopiero kiedy opowiem resztę historii. Zabiłem tego psa i poszedłem za tamtymi dwoma. Biegły wprost tutaj. Jednego zaskoczyłem dużo wcześniej, jeszcze na ścieżce, ale drugi leży przed drzwiami. Szykował się do skoku. Zdążyłem wbić mu nóż w łeb nim odbił się od ziemi. Może rzucisz na niego okiem, dziadku? Wyczujesz co jest grane. Podjąłem też decyzję sprawie, którą miałem przemyśleć.
- Później - zaprotestowała dziewczyna. - Najpierw Marcus zobaczy co to za bestia, a ja opatrzę twoje ramię, zgoda? Proszę.
- Niech tak będzie - westchnął ciężko widząc wpatrzone w niego piękne, zielone oczy.

                Siwy mężczyzna wyszedł z domu. Martin usiadł na krześle przy stole. Catherine przyniosła bandaże i jakąś maść. Zdjęła mu delikatnie szarą koszulę. Dotykała jego napiętych mięśni. Na barku ziały trzy głębokie rany po pazurach. Krew ściekała po ręku i kapała na podłogę.
- Trzeba będzie to zszyć - powiedziała niemal szeptem.
- Rób co musisz - odparł obojętnie.
- Nie mam nic co uśmierzy ból…
- Nie przejmuj się tym - mrugnął do niej.
Poszła po miskę z wodą i kilka białych ścierek. Przyniosła też igłę i nić, którą zauważyła na jednej z półek. Usiadła na krześle obok Martina i delikatnie przemywała jego ramię wodą. Mimo bólu, jaki musiało mu to sprawiać, nie mrugnął nawet okiem. Patrzył tylko jak jej piękne, długie palce krążą po jego ramieniu. Kiedy rany były już czyste podniosła igłę z nitką. Wzięła kilka głębokich oddechów i wbiła ją w skórę Martina. Kropla krwi spłynęła po mokrym ramieniu. Nawet nie drgnął, po prostu na nią patrzył swoim badawczym wzrokiem. Ona nie odrywała oczu od ran. Była skupiona na tym co robi. Chciała skończyć jak najszybciej. Nie chciała sprawiać mu ani odrobiny bólu. Gdy zszyła wszystkie trzy rany posmarowała je zieloną maścią.
- To zapobiegnie zakażeniu - powiedziała.
- Widzę, że się na tym znasz - odparł z uśmiechem.
- Trochę. Pomagałam mamie, która była kimś w rodzaju uzdrowiciela.
- Rozumiem. Dziękuję - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Jeszcze bandaż… - poczuła, że się rumieni.
Owinęła mu zranione miejsce kawałkiem materiału. Marcus akurat wrócił do domu.
- To czarna magia - zaczął od progu. - Te bestie nie są z tego świata, są stworzone przez czarną magię. Wiem też, że są połączone z Catheriną w jakiś sposób. Nic na to nie jestem w stanie zaradzić.
- No trudno. Opowiem wam o mojej decyzji - Martin wstał z miejsca i wziął topór. - Chodźcie na zewnątrz, już jest ciemno. Zaraz wzejdzie księżyc.

Kamil Bednarek
Czytajcie "Przywróconego" (Goneta.net/Przywrócony_Świt_Zmierzchu)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podyskutujmy w komentarzach!